Lotnisko w Smoleńsku wybrano dlatego, że wszystkie inne delegacje wcześniej tam lądowały - zeznał świadek w procesie urzędników sądzonych w związku z organizacją wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2010 r. "Gdyby Kancelaria Prezydenta RP wiedziała, że jest ono nieczynne, to po konsultacji z 36. pułkiem lotniczym wybrano by inne lotnisko" - dodał Marcin W., ówczesny urzędnik KPRP.

REKLAMA

Według Marcina W. kancelaria premiera, 36. pułk lotniczy czy Biuro Ochrony Rządu powinny były poinformować KPRP, że lądowanie w Smoleńsku jest niemożliwe z powodów bezpieczeństwa. W środę, Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces b. szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników, oskarżonych w trybie prywatnym przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta z 10 kwietnia 2010 r.

"Dostrzegłem odwrócone koła samolotu i leżące ciała"

Świadek Marcin W. zeznał, że przygotowaniami technicznymi do tej wizyty zajmowała się KPRM, a merytorycznymi - KPRP. 10 kwietnia W. czekał w Smoleńsku na przylot prezydenta. Była mgła - mówił. Dodał, że była tam limuzyna dla prezydenta. Usłyszał "głośną pracę silników Tu-154, po czym zapadła cisza". W pierwszym momencie myślał, że samolot wylądował i w pierwszym odruchu powiedział nawet ambasadorowi Jerzemu Bahrowi: "Wylądowali". Obaj ruszyli do samochodu, który pojechał śladem innych aut.
Gdy auta stanęły, świadek zauważył ludzi w fartuchach lekarskich, za którymi pobiegł. Dostrzegłem odwrócone koła samolotu i leżące ciała - opowiadał. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to nasz samolot; byłem w szoku - zeznał. Według niego dopiero później zaczęły dojeżdżać służby ratunkowe. Nikt nie informował KPRP że nie będzie możliwości lądowania w Smoleńsku - podkreślił świadek. Dodał, że w fazie przygotowań do wizyty nie była poruszana kwestia ewentualnych lotnisk zapasowych.

Według Marcina W. lotnisko w Smoleńsku wybrano dlatego, że wszystkie inne delegacje, poczynając od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, tam lądowały, a "było to lotnisko najbliższe". Gdyby KPRP wiedziała, że jest ono nieczynne, to po konsultacji z 36. pułkiem wybrano by inne lotnisko - podkreślił świadek. Do mnie nie docierały informacje, że coś jest nie tak z lotniskiem - zeznał W. Jego zdaniem KPRM, 36. pułk czy BOR powinny były poinformować KPRP, że lądowanie w Smoleńsku jest niemożliwe z powodów bezpieczeństwa. Skoro nie przyszły takie informacje, to kontynuowaliśmy prace - dodał.

Marcin W. zeznał również, że nie spotkał się z sytuacją, aby na lotniskach zagranicznych na prezydenta czekał BOR. Gospodarz odpowiada za ochronę gościa - dodał. Oświadczył też, że był m.in. odpowiedzialny za wizytę prezydenta na szczycie UE w Brukseli w 2008 r., gdy Tomasz Arabski odmówił udzielenia L. Kaczyńskiemu samolotu rządowego. Musieliśmy wyczarterować samolot - przypomniał.

Inny świadek Margarita S., pracownik KPRM, zeznała że kancelaria ta nie brała udziału w organizacji wizyty prezydenta. Dodała, że przy organizacji wizyty zagranicznej przez KPRP, rola KPRM sprowadzała się do wpisania danego lotu do wykazu użycia statków powietrznych. KPRP sama zawiadamiała zaś o locie m.in. 36. pułk i BOR - zeznała S. Dodała, że 36. pułk miał obowiązek wskazać, czy dane lotnisko spełnia wymogi wizyty VIP-ów. Kobieta powiedziała, że czasem KPRM była zawiadamiana przez KPRP o locie głowy państwa już po wizycie. W przypadku nakładania się lotów staraliśmy się dogadać, aby każda ze stron mogła odbyć swoją podróż - powiedziała.

4 października mają zeznawać kolejni świadkowie. Oskarżycielami prywatnymi w procesie są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. W rozprawach uczestniczy prokurator jako "rzecznik praworządności". Prywatny akt oskarżenia złożono w 2014 r. - po tym, gdy cywilna prokuratura umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów prezydenta i premiera do Smoleńska.

(ug)