Jest zarzut usiłowania zabójstwa dla studenta, który wczoraj rzucił się z tasakiem na profesora poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Sąd zdecydował, że 30-latek trafi na trzy miesiące do aresztu.
Profesor Wydziału Chemii ma niegroźne rany głowy i dłoni. Śledczy uznali jednak, że 30-latek mógł przy pomocy tasaka zadać nawet śmiertelne ciosy. Tragedii udało się uniknąć tylko dzięki błyskawicznej reakcji zaatakowanego wykładowcy i studentki, która w momencie ataku była w gabinecie profesora.
30-latek nie przyznał się do tego, by działał z zamiarem pozbawienia życia.
Wczoraj do gabinetu wykładowcy wszedł student trzeciego roku. Prosił o materiały do pracy licencjackiej. Wykładowca rozmawiał wtedy z inną studentką i poprosił o wizytę za pół godziny.
30-latek wyszedł, ale wrócił już po pięciu minutach z tasakiem w ręku.
Profesor i magistrantka osłabili ciosy studenta, który chwilę potem uciekł, ale został dogoniony przez innych pracowników uczelni na pobliskiej pętli tramwajowej.
Stamtąd trafił na komisariat, a noc spędził w szpitalnym oddziale psychiatrycznym.
Dramatyczne wydarzenia wykładowca opisał w rozmowie z naszym dziennikarzem Adamem Górczewskim. Zapukał w trakcie mojej rozmowy z magistrantką, zapytał, czy może dostać materiały do pisania pracy licencjackiej. Zapytał grzecznie. Powiedziałem mu, że może by przyszedł za pół godziny. On się zgodził, że dobrze, przyjdzie za pół godziny. Ale przyszedł za pięć minut - wspominał wykładowca. Zapukał, wbiegł do gabinetu z tasakiem i zaczął mnie atakować tym tasakiem w głowę. Na szczęście ochroniłem się trochę rękami. Krzyczał: "Zabiję cię, ty taki i owaki!" - relacjonował.
Prof. Celewicz zapewnił również, że ani w poniedziałek, ani wcześniej nie doszło do żadnego zdarzenia, które tłumaczyłoby atak studenta.
(mpw)