Dwaj pracownicy obiektu są odpowiedzialni za zagadkowy wybuch w białostockim pasażu handlowym - tak wynika ze wstępnych ustaleń policjantów z CBŚP i Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku. Jeden z mężczyzn chciał odzyskać szacunek innych ludzi, a drugi liczył na szybki zarobek. Podejrzanym grozi im do 10 lat więzienia.
Do eksplozji w pasażu handlowym w Białymstoku doszło w poniedziałek. Nastąpiła w pomieszczeniu administratora obiektu. Policjanci po dotarciu do pasażu zabezpieczyli miejsce, w którym znajdowało się urządzenie wybuchowe i ustalili, że w chwili eksplozji w pomieszczeniu znajdował się mężczyzna.
Oświadczył, że nagle usłyszał wybuch, po czym spostrzegł porozrzucane butelki z cieczą niewiadomego pochodzenia i resztki konstrukcji. Na szczęście nic mu się nie stało. Funkcjonariusze zabezpieczyli materiał dowodowy.
Do sprawy włączyli się policjanci z Centralnego Biura Śledczego Policji z Zarządu w Białymstoku. Szybko ustalili, że w eksplozję zamieszani są pracownicy obiektu. We wtorek późnym wieczorem policjanci zatrzymali pierwszego z podejrzanych - 35-letniego mieszkańca powiatu białostockiego. Doświadczenie "pirotechniczne" zdobywał na poddaszu swojego domu.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Mężczyzna miał powiedzieć śledczym, że o przysługę zbudowania "bomby" poprosił go 65-letni pracownik administracji, obiecując zapłatę. Ten sam, który był w pomieszczeniu w trakcie wybuchu. Mężczyzna został zatrzymany w środę w pracy.
Obaj zatrzymani zostali już przesłuchani w Prokuraturze Rejonowej Białystok-Północ. Usłyszeli także zarzuty sprowadzenia zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób albo mienia w wielkich rozmiarach, poprzez wywołanie eksplozji materiałów wybuchowych.
Grozi im za to do 10 lat pozbawienia wolności.
(ł)