"Trudno przypuszczać, że tajny współpracownik nikomu nie zaszkodził. Są takie przypadki, ale przy takiej długości i intensywności współpracy nie ma takiej możliwości" - tak materiały dotyczące TW "Bolka" ujawnione przez IPN komentuje historyk Grzegorz Majchrzak. "Lech Wałęsa powinien się przyznać do współpracy, przeprosić tych, których ewentualnie skrzywdził" - dodaje. "To jest czas na erratę, poprawę jego biogramu w encyklopedii 'Solidarności'" - zauważa.
Mariusz Piekarski, RMF FM: Po tej fazie pytania "czy Wałęsa to TW Bolek?" teraz rodzą się pytania, jakim był współpracownikiem, jak bardzo był zaangażowanym. Teczka personalna - 90 stron, teczka pracy - 270 stron, w tym odręczne napisane i odręcznie podpisane notatki. O czym to świadczy?
Grzegorz Majchrzak, historyk IPN: Świadczy to o tym, że Lech Wałęsa w tym czasie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa.
Intensywnie?
To jest pytanie... Nie potrafię na nie odpowiedzieć. Gdybym znał spis zawartości "teczki pracy", to mógłbym odpowiedzieć, że (współpraca była intensywna - przyp. red.) przez cały okres... Zdaje się, że najbardziej intensywna w 1971-1972 roku, z tego co wiemy. Później już dużo mniej intensywna, zanikająca. W końcu Wałęsę wyrejestrowano z sieci agenturowej w związku z jego zachowaniem.
Na razie nie wiemy nic o zawartości, o tym co tam jest. Na kogo mógł donosić, czy zaszkodził komuś?
Trudno przypuszczać, że tajny współpracownik nikomu nie zaszkodził. Są takie przypadki, ale przy takiej długości i intensywności współpracy nie ma takiej możliwości. Ja to kilka lat temu ująłem przy okazji pokazu filmu Grzegorza Brauna "Plusy dodatnie, plusy ujemne", mniej więcej w ten sposób, że Lech Wałęsa powinien się przyznać do współpracy, przeprosić tych, których ewentualnie skrzywdził, a siedzący obok Krzysztof Wyszkowski, żyjąca wówczas jeszcze Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda powinni powiedzieć, że owszem współpracował, ale kiedy stał na czele "Solidarności" był już czysty, bo to jest najważniejsze - i dla nich wszystkich, i dla samej "Solidarności".
Był już czysty potem, po 1976, czy jeszcze czegoś po prostu nie wiemy?
Był czysty po 1976 roku, były takie momenty, że rzeczywiście próbowano go zapewne tymi dokumentami naciskać. Mówiłem o sierpniu, drugi moment to też moment internowania, ale Wałęsa nie poszedł na żadną współpracę z władzami, nie wyrzekł się "Solidarności". Wrócił, był tym przywódcą po zwolnieniu z internowania. Tu oczywiście można psychologizować, zastanawiać się, na ile to miało wpływ na jego działalność, ale ja nie jestem psychologiem - ja opieram się na dokumentach.
Pana zdaniem ten 26-letni rozdział z pytaniem "Czy Wałęsa to TW Bolek?" możemy już absolutnie zamknąć i przyznać - "tak"?
Ten okres można już było dawno zamknąć. Dla mnie, jako dla historyka, ta rzecz nie podlegała kwestii. Proszę sobie wyobrazić, bardzo prosta rzecz, mało podnoszona, ale Lech Wałęsa był w grudniu 1970 jednym z członków komitetu strajkowego, jedną z kilkudziesięciu osób najważniejszych w Gdańsku. Po grudniu SB rozpracowuje kilkaset osób, w tym nie interesuje się Wałęsą - to jest po prostu niemożliwe. Co innego dla mnie, jako dla historyka, co innego w opinii publicznej. Mamy taki dosyć głęboki podział na zwolenników tezy, że Wałęsa to TW Bolek i drugą grupę, która uważa, że Lech Wałęsa był świętym Jerzym, walczącym ze smokiem.
Która teza jest bliższa panu teraz?
Żadna. Lech Wałęsa to Bolek: przez 6 lat Tajny Współpracownik, a przez następne kilkanaście lat rozpracowywany przez SB pod tym pseudonimem. Nie można zamknąć jego życiorysu w tym sześcioletnim okresie. On jest bardzo ważny, bardzo istotny, natomiast mamy później również inne karty w jego życiorysie. Mamy taki problem, że szukamy pewnej jednoznaczności, a PRL nie był aż taki czarno-biały, były różne odcienie szarości. Życiorysy ludzkie też są bardziej skomplikowane.
Czyli pana zdaniem to nie jest czas na strącanie Wałęsy z pomników i wymazywanie go z kart historii i przyklejanie jedynie łatki "TW Bolek"?
To jest czas na erratę, poprawę jego biogramu w encyklopedii "Solidarności".
Z dopiskiem?
Z dopiskiem, że współpraca trwała dłużej, na podstawie tych zachowanych materiałów. To nie zmienia postaci rzeczy, nie zmienia tego, że działał w Wolnych Związkach Zawodowych, że był przywódcą sierpnia 1980, że stał na czele "Solidarności", że zdał chyba najtrudniejszy swój egzamin w stanie wojennym, kiedy był internowany sam, bez nikogo. Owszem, rodzi to pytania o jego zachowania w latach 1990 jako prezydenta Polski. Tu rzeczywiście pojawiają się znaki zapytania.
A jego zachowania w trakcie strajku? Choćby Andrzej Gwiazda mówi, że już od trzeciego dnia strajku było podejrzenie, a niektórzy mieli pewność, że Wałęsa jest sterowany, jest na smyczy, że jest współpracownikiem.
Ja tutaj bym nie zgodził się z Andrzejem Gwiazdą. Lech Wałęsa był liderem. 16 sierpnia zakończył się strajk, zakończył się zwycięstwem, bo większość postulatów została zrealizowana i 16 sierpnia zmieniła się jednocześnie sytuacja. Zaczął się zupełnie inny strajk - strajk który zmienił Polskę, który zmienił Europę, który zmienił świat.
Lech Wałęsa - przywódca strajku, człowiek, który obalił komunizm, prezydent wolnej Polski. A po przecinku - tajny, płatny współpracownik SB. Brzmi inaczej.
Ten życiorys trochę inaczej wygląda. Mamy najpierw przywódcę grudnia '70, potem tajnego współpracownika, później działacza Wolnych Związków Zawodowych, przywódcę Sierpnia, przywódcę "Solidarności". Mamy człowieka który ma duży udział - ale nie jako jedyny - w doprowadzeniu do upadku komunizmu. Później mamy prezydenturę, także ten fakt współpracy występuje wcześniej. Ja bym powiedział, że troszeczkę taki materiał na hollywoodzki film. To zresztą widać w trakcie internowania Wałęsy: tam jest pomieszanie małości z wielkością. To jest człowiek, o którym mówią jego przeciwnicy, że to jest głupek, ale jednocześnie człowiek, który potrafi ograć komunistów. Jest dużo trudniejszym rozmówcą dla Kiszczaka, Jaruzelskiego niż intelektualiści.
Pan mówi: hollywoodzki film. Tytuł: "Byłem legendą"?
Mi bardziej by pasowało "Mały wielki człowiek".
Andrzej Wajda zrobił film "Człowiek z nadziei". Dzisiaj dla wielu będzie niestety "Człowiek z teczki".
Niestety, film Wajdy mnie dosyć mocno rozczarował. Jedną scenę przywołam: chłopi jadą w niedzielę 13 grudnia na targ i spluwają na widok Wałęsy. Autentyczna scena była taka, że jak go ci BOR-owcy wieźli, to Wałęsa mówi do nich tak: "jak będę prezydentem PRL to wam podniosę pensję, bo słabo zarabiacie". Proszę sobie wyobrazić, stan wojenny, pierwszy dzień i człowiek mówi, że będzie prezydentem PRL. To scena zupełnie filmowa.
(mn)