W ciągu kilku dni mamy poznać dokumenty, które obciążają o. Hejmo. Tak deklarował szef IPN, ujawniając nazwisko donosiciela. Tajne mają pozostać akta, sporządzone po 1983 roku, co wywołuje gorące dyskusje.

REKLAMA

Zbiór był utajniony na podstawie tzw. ustawy Kiszczaka, chroniącej agenturę PRL-owskiej bezpieki. Doradcy prof. Kieresa, prof. Andrzej Rzepliński i prof. Witold Kulesza od miesięcy przekonują, że to błąd interpretacji i żadna tajemnica nie chroni tych dokumentów.

Zdaniem historyka z IPN, dr. Antoniego Dudka, publikacja niepełnej dokumentacji nie ma sensu. Całość dokumentacji, dotyczącej działalności ojca Hejmo i wtedy ona ma sens, albo w ogóle nie powinna się ona ukazać, bo będzie ułomna już w momencie publikacji - twierdzi dr. Dudek.

Przeciwko ujawnieniu owych dokumentów nie miałoby nic ABW, bowiem w zbiorze zastrzeżonym przez specsłużby nie ma nic o inwigilacji Kościoła. W żadnym przypadku w tych zbiorach nie ma akt osób, które działały przeciwko opozycji demokratycznej, niepodległościowej oraz przeciwko Kościołowi - mówi Andrzej Barcikowski, szef ABW.

Wiadomo, że zachowała się 700-stronicowa teczka ojca Konrada Hejmo. Dominikanin zaprzecza jednak, aby świadomie współpracował z SB. Ja nigdy nie byłem współpracownikiem - mówił w rozmowie RMF ojciec Hejmo. Po prostu korzystano z roboty, którą myśmy robili dla innych celów. Korzystali ci, którzy byli agentami.