Większość polityków popiera budowę elektrowni atomowej w naszym kraju, ale podczas kampanii wyborczej to temat tabu - informuje "Metro". To efekt rosnącego sprzeciwu Polaków. Pierwszy taki obiekt ma być gotowy w 2020 roku i będzie kosztował ponad 40 miliardów złotych.
Jak wynika z badań OBOP, aż 51 proc. Polaków nie chce elektrowni jądrowej. Dlatego wszystkie partie, które do tej pory głośno wspierały atomową inwestycję, teraz unikają tego tematu.
Nie wiemy, na jakim etapie są rządowe przygotowania, nie możemy podjąć zobowiązań dotyczących inwestowania w energetykę atomową, skoro nie wiadomo, czy da się je spełnić - mówi Wojciech Jasiński z PiS, choć w programie wyborczym jego partii znalazł się zapis o wybudowaniu elektrowni jądrowej.
Adam Czerwiński z PO mówi wprost, że kampania wyborcza to nie czas na dyskusję o atomie. To problem, który wymaga merytorycznej debaty i podejmowanych na chłodno decyzji. A kampania to czas napięć politycznych i eskalacji emocji - przekonuje. Zapewnia jednak, że przygotowania do inwestycji idą pełną parą i zgodnie z planem. PSL też woli wstrzymać się z deklaracjami.
Milczenie polityków wpisuje się w dotychczasową strategię rządu. Kolejne decyzje o atomie podejmowane są bez debaty publicznej i uwzględnienia głosów przeciwnych - mówi Iwo Łoś, koordynator kampanii "Klimat i Energia" w polskim Greenpeace.