Za dwa dni okaże się, czy prawomocny jest nakaz eksmisji dwóch polskich rodzin mieszkających w domu odzyskanym przez Niemkę Agnes Trawny. W listopadzie sąd rejonowy nakazał Moskalikom i Głowackim opuszczenie domu we wsi Narty na Mazurach i oddanie go Niemce. Dziś przed Sądem Okręgowym w Olsztynie rozpoczęła się rozprawa odwoławcza, wyrok poznamy pojutrze.
Agnes Trawny opuściła Mazury pod koniec lat 70., gdy wraz z całą rodziną wyjechała do Niemiec. Kilka lat temu postanowiła jednak wrócić i wyrokiem sądu odzyskała dom w Nartach. Jednak od jej wyjazdu mieszkają w nim dwie polskie rodziny, zakwaterowane tam przez Lasy Państwowe. Moskalikowie i Głowaccy nie chcą się wyprowadzać. Stąd właśnie odwołanie od nakazu eksmisji wydanego w listopadzie.
Pełnomocnik rodzin mecenas Jerzy Erlik przekonuje, że wyrok był niesprawiedliwy. Narusza zasady współżycia społecznego. Krzywdzi moich klientów - podkreśla.
Władysława Głowacka twierdzi natomiast, że jeśli tym razem znów przegra, będzie odwoływać się dalej - do Sądu Najwyższego, a później do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Przeszło 30 lat tam mieszkam. I dlaczego mam to opuścić dzisiaj? Nie rozumiem tego - mówi reporterowi RMF FM Andrzejowi Piedziewiczowi.
Nowe mieszkania dla obu rodzin znalazł już kilka miesięcy temu wojewoda warmińsko-mazurski. Jednak Moskalikowie i Głowaccy twierdzą, że domy są daleko i w złym stanie. Dlatego - choć część rodziny Głowackich była za przeprowadzką - cały czas mieszkają w Nartach.
Tylko w województwie warmińsko mazurskim zakończyło się lub jeszcze trwa około 50 takich procesów. Przesiedleńcy, którzy wyjechali do Niemiec w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych starają się w nich o odzyskanie domów, gospodarstw rolnych a nawet lasów, przejętych po ich wyjeździe przez Skarb Państwa.
Tego typu spraw jest wszczynanych ostatnio coraz więcej. Odzyskują nadzieję ci wszyscy, którzy kiedyś opuścili, dostali odszkodowania, dostali to wszystko, co mogły bogate Niemcy w latach siedemdziesiątych dać. I dzisiaj mówią "a może by nam się dzisiaj udało tutaj dostać odszkodowanie jeszcze od gmin, miast, ewentualnie je odzyskać i sprzedać" - mówi mecenas Lech Obara. Prawnicy twierdzą, że takich roszczeń w Polsce może pojawić się nawet kilka tysięcy. Jak na razie dawni niemieccy właściciele lub ich spadkobiercy wygrywają w polskich sądach.