"Każdy mógł iść tą ulicą" - mówi Beata Jałocha, na którą spadł samobójca, który rzucił się z siódmego piętra bloku. Zmiażdżył jej ciało i złamał kręgosłup. Dziś Beata walczy o pieniądze na operację, która może przywrócić jej sprawność. Dziewczyna udzieliła wzruszającego wywiadu tygodnikowi "Newsweek".
Pamiętam dokładnie, co robiłam do momentu, gdy dotarłam na tamto podwórko. Tego dnia miałam umówionych kilku pacjentów, prywatnie (Beata jest fizjoterapeutką - przyp. red.). Pojechałam do pierwszego, później miałam kolejną wizytę, ale nie pamiętałam adresu. Akurat rozładował mi się telefon. Podjechałam do domu, naładowałam komórkę i zadzwoniłam, że będę pół godziny później. Pamiętam jeszcze, że wysiadłam z auta i szłam w kierunku domu pacjentki. A potem już nic - opowiada Beata. Dzisiaj zastanawia się, dlaczego pojechała do domu i jak jej życie mogłoby wyglądać, gdyby na tamtym podwórku znalazła się kilka sekund wcześniej.
Połamana, z krwotokiem wewnętrznym i zmiażdżonymi nogami zaraz po wypadku zadzwoniła do pacjentki, do której akurat szła. W rozmowie z "Newsweekiem" tłumaczy, dlaczego wtedy było to tak ważne. To są pacjenci neurologiczni, tacy jak ja teraz, oni po wyjściu ze szpitala praktycznie cały dzień czekają na rehabilitanta. Więc nawet wtedy, gdy miałam się spóźnić tylko 10 minut, starałam się ich uprzedzić, żeby się nie martwili - mówi.
Kobieta jednak się nie poddaje. Wierzę, że będę chodzić. Więc mocno nastawiam się na operację, która naprawi mój rdzeń kręgowy, i na rehabilitację. Szukam ludzi, którym się udało. Pytam lekarzy, jednak żaden mi jeszcze nie powiedział, że jest na świecie osoba, która wstała z łóżka po przerwaniu rdzenia kręgowego. Mówią, że są czipy, komórki macierzyste, że są ludzie, którym po takich operacjach wróciło czucie w nogach, że zaczęli nimi ruszać, ale dla mnie to za mało - przekonuje.
Dziś wiele osób próbuje jej pomóc: ludzie organizują zbiórki i koncerty. Beata ma wytłumaczenie na wyjątkową serdeczność obcych. Bo cała ta sytuacja jest tak absurdalna, że chyba każdy myśli, że to on mógł iść tą ulicą. Albo mogło iść jego dziecko. A może chodzi o to, czym się zajmowałam (płacz). Bo dlaczego ludzi, którzy robią dobre rzeczy, spotyka coś takiego? To niesprawiedliwe - mówi.
Jeszcze nie wiadomo, ile będzie kosztowała operacja Beaty. Wszystko zależy, gdzie, w jakiej klinice będzie przeprowadzona operacja, obecnie wysyłamy dokumentację medyczną do wielu miejsc. To są setki tysięcy złotych. No i rehabilitacja. Z moimi uszkodzeniami to kilkaset euro dziennie - mówi Beata.
www.beatajalocha.pl
Beatę możecie także wspierać na jej profilu na Facebooku.