Gdyby wybory do Sejmu odbywały się w najbliższą niedzielę, to zwyciężyłoby w nich Prawo i Sprawiedliwość, jednak partia Jarosława Kaczyńskiego nie zdobyłaby większości - wynika z sondażu United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej". Pomniejsi członkowie Zjednoczonej - Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry i Porozumienie Jarosława Gowina - nie mieliby szans wejść do parlamentu, gdyby nie startowali z list PiS-u.
Gdyby wybory odbywały się w najbliższą niedzielę, to 54,5 proc. ankietowanych wzięłoby w nich udział. 42,1 proc. jest przeciwnego zdania.
Ankietowanych zapytaliśmy także o to, na kogo by zagłosowali, aczkolwiek przedstawiliśmy im dwa warianty. Jeden to wybory, w których cała Zjednoczona Prawica (PiS, Solidarna Polska i Porozumienie) startuje z jednej listy, tak jak to było w 2015 i 2019 roku. Drugi - jeśli PiS, SP i Porozumienie startowałyby samodzielnie.
W pierwszym wariancie (Zjednoczona Prawica na jednej liście) wybory wygrałoby PiS, zdobywając 33,3 proc. głosów. W ten sposób koalicja zdobyłaby 208 mandatów, czyli znacznie mniej niż potrzeba do rządzenia (231). Sytuacja przedstawia się jeszcze gorzej jak odejmiemy niezdecydowanych wyborców (11,2 proc. nie wie, na kogo zagłosuje), wówczas wynik PiS-u spadłby do 198.
Drugi najwyższy wynik uzyskałaby Polska 2050 Szymona Hołowni, zdobywając 19 proc. głosów, co przełożyłoby się na 110 mandatów. Po odjęciu niezdecydowanych byłyby to 104 mandaty.
Trzecia byłaby Koalicja Obywatelska - sojusz Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Zielonych i Inicjatywy Polskiej. Szeroka koalicja zdobyłaby 17,9 proc. głosów, co przełożyłoby się na 102 mandaty (97 bez niezdecydowanych).
Na czwartym miejscu znalazłaby się Lewica (Sojusz Lewicy Demokratycznej, Wiosna i Partia Razem), na którą głos chce oddać 8,9 proc. ankietowanych. Oznaczałoby to, że w ławach poselskich zasiadłoby 41 posłów lewicowych (38 po odjęciu niezdecydowanych).
Poza parlamentem znalazłyby się PSL-Koalicja Polska (4,9 proc.) oraz Konfederacja (4,8 proc.). Sytuacja byłaby dla obu partii lepsza po odjęciu niezdecydowanych - wówczas mogłyby one liczyć odpowiednio na 12 i 11 mandatów.
Jeden mandat otrzymałaby Mniejszość Niemiecka.
W sytuacji podziału w Zjednoczonej Prawicy, wybory wciąż wygrałoby Prawo i Sprawiedliwość, zdobywając 30,2 proc. głosów, co przełożyłoby się na 196 mandatów (191 bez niezdecydowanych). Poza Sejmem znalazłyby się jednak Porozumienie Jarosława Gowina (1,8 proc. głosów) i Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry (2,2 proc.).
Tuż za PiS-em ponownie znalazłaby się Polska 2050 Szymona Hołowni z wynikiem 16,7 proc. (99 mandatów, 96 bez niezdecydowanych). Na trzecim miejscu usadowiłaby się Koalicja Obywatelska (16,2 proc. głosów, 96 mandatów, 93 bez niezdecydowanych).
Lewica mogłaby liczyć na 10,3 proc. głosów, co przełożyłoby się na 53 mandaty w Sejmie lub 52 po odjęciu osób niezdecydowanych na konkretną partię.
Do parlamentu dostaliby się też ludowcy. PSL-Koalicja Polska z wynikiem 5 proc. mogłaby wpuścić do Sejmu 15 deputowanych.
Poza Sejmem znalazłaby się Konfederacja z wynikiem 4,7 proc. głosów (chyba, że pominiemy niezdecydowanych, wówczas prawicowy sojusz mógłby liczyć na 12 mandatów).
Także i w tym wariancie jeden mandat przypadłby Mniejszości Niemieckiej.
13 proc. badanych w tym wariancie nie wie, na kogo by miało oddać głos.