Po kilkuletnim śledztwie Prokuratura Okręgowa w Białymstoku skierowała do sądu akt oskarżenia wobec dowódcy akcji gaśniczej, w której 3,5 roku temu zginęło dwóch białostockich strażaków. W gaszonej hali magazynowej weszli oni na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił. Prokuratura zarzuciła oskarżonemu dowódcy nieumyślne niedopełnienie obowiązków służbowych, skutkujące nieumyślnym narażeniem strażaków na utratę zdrowia lub życia.
Jak podała prokuratura w komunikacie, dowódcy zarzucono, że jako kierujący akcją jednostek PSP "nie zebrał w sposób dostateczny informacji na temat konstrukcji i umiejscowienia znajdującego się w budynku podestu technicznego i sufitu od znajdującego się na miejscu zdarzenia użytkownika budynku, w wyniku czego wchodzący w skład roty rozpoznawczej funkcjonariusze Państwowej Straży Pożarnej zostali nieumyślnie narażeni przez niego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".
Według śledczych, źródłem obowiązku dowodzącego akcją było rozporządzenie MSWiA z 2008 roku, w sprawie szczegółowych warunków bezpieczeństwa i higieny służby strażaków PSP. W art. 53 tego rozporządzenia jest mowa m.in. o tym, że podczas akcji ratowniczej "uwzględniając poziom dowodzenia" kierujący taką akcją "rozpoznaje zagrożenia, informuje o ich występowaniu oraz wydaje polecenia" mające na celu właściwe zabezpieczenie strażaków przed ich następstwami.
Śledczy powołują się na zebrany w sprawie obszerny materiał dowodowy, w szczególności zeznania świadków, oględziny miejsca zdarzenia, zapisy nagrań rozmów z rejestratora PSP w Białymstoku oraz opinie biegłych w tym m.in. z zakresu pożarnictwa. Po postawieniu zarzutów strażak odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu grzywna, kara ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia. Sprawę rozpozna Sąd Rejonowy w Białymstoku.
Kiedy kilka miesięcy temu stawiane były w tej sprawi zarzuty, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku Łukasz Janyst mówił PAP, że nie ma bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego między tym niedopatrzeniem, czy też zaniechaniem (ze strony dowodzącego akcją), a śmiercią strażaków.
Niewątpliwie było narażenie (na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu) - mówił prokurator.
Do śmiertelnego wypadku w Białymstoku doszło 25 maja 2017 r. Wybuchł wówczas pożar dużej hali magazynowej. Przechowywano w niej m.in. plastikowe elementy sztucznych kwiatów i opony. Akcja trwała kilka godzin, uczestniczyło w niej ponad stu strażaków.
W działaniach zginęło dwóch strażaków z komendy miejskiej PSP w Białymstoku. Mieli 26 i 29 lat i 4-letni staż w służbie. Zadaniem tych strażaków było rozpoznanie sytuacji w płonącym magazynie. Jak wynikało wtedy ze wstępnych ustaleń, na piętrze, przy słabej widoczności i dużym zadymieniu, weszli oni na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił.
Na początku 2018 r. prokuratura doszła do wniosku, że potrzebuje nie pojedynczych ocen różnych specjalistów, ale kompleksowej opinii biegłych. Okazało się, że takimi dysponuje Szkoła Główna Służby Pożarniczej w Warszawie. Wcześniej śledczy zebrali wszystkie możliwe dowody, dodatkowo przesłuchiwali świadków i zbierali ekspertyzy, by możliwie pełen materiał trafił do tych biegłych.
Ostatecznie jednak ci specjaliści takiej opinii przygotować nie mogli, bo pracowali w tym charakterze dla potrzeb wewnętrznego postępowania kontrolnego, które po pożarze i wypadku prowadziła Komenda Główna PSP.
Śledztwo zostało też wtedy czasowo zawieszone, bo prokuratura poszukiwała innego zespołu biegłych, niezwiązanych ze szkołą służby pożarniczej, którzy mieliby kompetencje do przygotowania takiej opinii. Ostatecznie znaleźli ich w centrum badań kryminalistycznych w Szczecinie.
Opinia wpłynęła do prokuratury jesienią 2019 roku, potem jeszcze konieczna była uzupełniająca, bo do jej wniosków składane były zastrzeżenia.