Bardzo poważne obrażenia głowy były przyczyną śmierci trzymiesięcznej Patrycji z Opoczna w Łódzkiem. Jak dowiedziała się dziennikarka RMF FM Agnieszka Wyderka, u dziewczynki, która zmarła we wtorek wieczorem, biegły lekarz stwierdził m.in. złamanie kości czaszki i krwiaki. Dziś piotrkowska prokuratura postawiła zarzut zabójstwa ojcu dziewczynki.

REKLAMA

Jak wykazała sekcja zwłok, niemowlę zmarło najprawdopodobniej na skutek ciężkich obrażeń głowy.

Rzecznik prasowy, prowadzącej sprawę Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Sławomir Kierski, poinformował PAP, że zarzuty narażenia dzieci na utratę życia lub ciężkiego uszczerbku zdrowia postawiono także matce dziewczynki. Wśród dodatkowych zarzutów dla ojca jest fizyczne i psychiczne znęcanie się nad 8-letnim synem.

Podejrzanemu grozi nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności, a matce od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

Zdaniem biegłego, mała Patrycja mogła zostać uderzona jakimś przedmiotem czy rzucona o ścianę, ale mogła również spaść na podłogę. Wiele wskazywało na to, że ojciec niemowlęcia będzie odpowiadał za poważniejsze przestępstwo niż matka.- informowała wcześniej dzeinnikarka RMF FM Agnieszka Wyderka.

Wiadomo, że w czasie wczorajszego przesłuchania 8-letni brat Patrycji obciążył rodziców - a zwłaszcza ojca. Szczegółów zeznań chłopca śledczy jednak nie ujawniają.

"Nie mieści mi się w głowie, że rodzice Patrycji mogli celowo ją uśmiercić, bo bardzo dobrze opiekowali się dzieckiem"

Nie mieści mi się w głowie, że rodzice Patrycji mogli celowo ją uśmiercić, bo bardzo dobrze opiekowali się dzieckiem - mówi p.o. dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Opocznie Maria Barbara Chomicz. Ich działanie mogło być konsekwencją upojenia alkoholowego. Słyszałam, że Kacper (brat Patrycji) mówił, że upadła na podłogę, i że ojciec nią rzucał, ale to są słowa dziecka, które niekoniecznie muszą być zgodne z prawdą; mogą być wyobrażeniem - relacjonuje dyrektor Chomicz.

W maju 2015 roku, postanowieniem sądu, rodzina Joanny i Tomasza K. dostała asystenta rodziny. Wtedy też rodzicom odebrano Kacpra, który trafił do pogotowia opiekuńczego. W tym czasie pracowano z rodziną i co trzy miesiące zdawano relacje do sądu o postępach rodziców. We wrześniu sąd zdecydował, że chłopiec może wrócić do biologicznej rodziny.

Jednak w lutym 2016 roku do domu państwa T. została wezwana policja, bo otrzymała informację o stosowaniu przemocy fizycznej. Obydwoje rodzice byli wtedy nietrzeźwi, dochodzi do rękoczynów, ale to kobieta (która była mniej pijana) została uznana za sprawcę przemocy - opowiada p.o. dyrektora MOPS.Właśnie wtedy rodzina ma założoną niebieską kartę i jest monitorowana; również przez dzielnicowego. W tym czasie nie mieliśmy sygnałów o przemocy w tej rodzinie, ale zdarzały się incydenty alkoholowe - dodaje.

Matka Patrycji zdecydowała się podjąć leczenie z choroby alkoholowej i zakończyła je w ośrodku stacjonarnym. Gdy kobieta zaszła w ciążę, nie piła, i po urodzeniu dziecka dobrze się trzymała - mówi dyrektor Chomicz. Potem musiał nastąpić nawrót choroby alkoholowej. Mogę się tylko domyślać, że okazją mogło być szykowanie domu, który remontował mąż, a gdzie mieli się wkrótce przeprowadzić (to właśnie tam zmarła Patrycja i tam rodzice pili - przyp. red.). Tego mieszkania nie mogliśmy odwiedzać, a w ich domu wszystko było w porządku - wyjaśnia dyrektor. Nikt nie podejrzewał, że mogą tam chodzić i pić w ukryciu - dodaje.

Teraz Kacper przebywa w pogotowiu opiekuńczym i może zostać tam przez trzy miesiące. Później o jego losie zdecyduje sąd. Jeśli jedno z rodziców zostanie oczyszczone z podejrzeń, to chłopiec będzie mógł wrócić do domu.

(e)