Sąd odrzucił zażalenie Mariana Banasia na przeszukanie jego mieszkań i gabinetu. Natomiast prokuratura i CBA nagle uznały, że nie potrzebują już jego notatek służbowych - pisze środowy "Dziennik Gazeta Prawna".
"Epidemia koronawirusa część spraw zepchnęła na dalszy plan. Tak stało się m.in. ze śledztwem prowadzonym przez białostocką prokuraturę regionalną w sprawie oświadczeń majątkowych prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. To, że sprawa zniknęła z radaru, nie znaczy, że nic się w niej nie działo" - czytamy w "DGP".
Z ustaleń gazety wynika, że tydzień temu Sąd Rejonowy w Białymstoku odrzucił zażalenie Mariana Banasia na przeszukanie i wydanie dokumentów oraz sprzętu elektronicznego. "Sąd nie powiadomił ani pełnomocników, ani samych zainteresowanych o posiedzeniu, choć wcześniej zwrócił się o ich adresy do doręczeń. W mojej ocenie sąd naruszył prawo do obrony mojego klienta" - mówi DGP adwokat Marek Małecki i dodaje, że decyzja sądu w tych konkretnych przypadkach jest już niezaskarżalna.
"Dziennik Gazeta Prawna" wyjaśnia, że istotą postanowienia jest to, że można było dokonać przeszukania i wydać postanowienie o nim, bo immunitet prezesa NIK chroni go przed zatrzymaniem, a nie "rozciąga się" na pomieszczenia zajmowane przez niego.
Dziennik przypomina, że do przeszukań kilkunastu lokali należących do Banasia lub jego rodziny, a także w siedzibie NIK doszło w lutym tego roku na wniosek Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. "W gabinecie prezesa zabezpieczono jego laptop, telefon, twardy dysk z kopią binarną komputera stacjonarnego oraz kalendarze z notatkami i planowanymi kontrolami. Co ciekawe, prokuratura uznała, że już ich nie potrzebuje i zostały zwrócone urzędnikowi Izby w delegaturze warszawskiej CBA. Biuro było gotowe zwrócić dwa kalendarze już 4 maja, ostatecznie doszło do tego tydzień później" - pisze "DGP".
"Pozaprocesowy zwrot dokumentów zatrzymanych w gabinecie prezesa NIK przez CBA, bez wydania zarządzenia czy postanowienia prokuratury krajowej, jest kolejnym argumentem za tym, że i CBA, i prokuratura doszły do wniosku, że przekroczyły swoje uprawnienia i dyskretnie wycofały się z błędnych decyzji. Sąd nie dał nam jednak nawet szansy przedstawienia tych zdarzeń czy ich procesowego skomentowania" - mówi gazecie mec. Małecki.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Powrót zimy w Tatrach: Ogłoszono pierwszy stopień zagrożenia lawinowego