Zabytkowe skrzypce Stradivarius warte około 20 milionów złotych były powodem, dla którego znany polski skrzypek Janusz Wawrowski nie został wpuszczony na pokład samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT z Litwy do Polski. Na wniesienie instrumentu nie pozwoliła mu obsługa. Dziennikarz RMF FM dopytywał w PLL LOT, dlaczego tak się wydarzyło.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Na lotnisku w Wilnie Janusz Wawrowski usłyszał, że skrzypce Stradivarius musi oddać do luku bagażowego. Stało się tak po raz pierwszy, od lat muzyk podróżuje samolotami, mając instrument obok siebie.
Argument był taki, że "nie, bo nie". Na moje pytanie, czy mogę dokupić dodatkowe miejsce, powiedziano mi, że nie ma takiej możliwości, bo jest za dużo sprzedanych biletów na ten samolot. Optymalne miejsce dla skrzypiec jest na półce, nad fotelem pasażera, tam mają dobrą amortyzację. Zwykle tak robię, w ten sposób podróżuję od lat różnymi liniami - opisuje w rozmowie z RMF FM Janusz Wawrowski.
Muzyk nie krył oburzenia, brakiem profesjonalizmu u personelu. Była jedna pani, dwóch panów, byli niemili. Zerwali z mojej walizki wszystkie naklejki, odmierzali mi czas: zostało 5 minut, zostały 2 minuty - opowiada.
Pan z PLL LOT nie był świadomy, jakie mają przepisy, nie powiedział o rozmiarach, o tym, jakiej wielkości może być futerał. Powiedziałbym pracownikom LOT-u, żeby lepiej wyszkolili swój personel, bo obsłudze pokładu nigdy skrzypce nie przeszkadzały, miałem tylko pozytywne sytuacje związane z podróżowaniem z instrumentem - opisuje Janusz Wawrowski.
Tym razem - jak zaznacza wzburzony - wszystko potoczyło się nie tak jak trzeba. Powiedziałem pani na lotnisku, że skrzypce zapewne zniszczą się luku bagażowym, na co ona odpowiedziała: "Zobaczymy". To wyglądało jak rosyjska ruletka, czy raczej wileńska ruletka - dodaje skrzypek.
Ostatecznie - jak dodaje - personel samolotu zakomunikowali mu, że nie poleci.
Janusz Wawrowski zaznacza w rozmowie z RMF FM, że skrzypce są na tyle delikatnym, cienkim i wąskim instrumentem, że powinny być przewożone na pokładzie, a nie w luku bagażowym.
Nie miały z tym wcześniej problemu. I nie chodzi o tanie linie, ale takie jak Lufthansa czy LOT - dodaje Janusz Wawrowski. Chciałbym, by takie rzeczy były uregulowane, by na stronie LOT-u i w komunikatach nie było rozbieżności - podkreślił. Chodzi o to, by było wiadomo, jakie instrumenty i na jakich zasadach można przewozić. Liczę, że obsługa i firmy współpracujące będą wyraźniej edukowane co do zasad przewozu instrumentów - dodaje muzyk.
Swoje problemy z podróżą samolotem LOT-u muzyk opisał w mediach społecznościowych. Wymiary moich skrzypiec w futerale, w jakim są przewożone, to dokładnie 118 centymetrów - podkreśla Janusz Wawrowski.
"Mimo że zakupiłem bilet lotniczy za około 2 000 zł, nie mogłem go zrealizować i ze względu na powyższą sytuację, musiałem na własny koszt zorganizować sobie powrót do domu. Spędziłem 8 godzin w autokarze do Warszawy. Kiedy już najgorszy stres ze mnie opadł udało mi się dotrzeć do tych informacji - UWAGA! - na stronie LOTu: "...zawsze możesz zabrać ze sobą jeden bagaż podręczny do 8 kg o łącznej sumie wymiarów nieprzekraczającej 118 cm". Futerał zważyłem na taśmie - niecałe 6 kg. Łączne wymiary mojego futerału wynoszą dokładnie 118 centymetrów" - zaznacza we wpisie na Facebooku.
Nasz dziennikarz otrzymał e-mailową odpowiedź z biura prasowego PLL LOT. Przewoźnik odpowiada:
"Jako Polskie Linie Lotnicze LOT stale współpracujemy z wieloma orkiestrami i filharmoniami i pomagamy im w przewozie różnych instrumentów. W tym konkretnym przypadku mało doświadczony pracownik firmy handlingowej, obsługującej PLL LOT, podjął błędną decyzję na podstawie faktu, że futerał ze skrzypcami nie zmieścił się w tzw. przymiarze bagażowym. Jest nam niezmiernie przykro z powodu zaistniałej sytuacji. Dokonamy zwrotu za niewykorzystaną część biletu oraz dołożymy wszelkich starań, aby tego typu sytuacje nie miały miejsca w przyszłości".