Wbrew zapowiedziom, Donald Tusk nie wygłosił w Sejmie expose. Premier sam zresztą się do tego przyznał. Zgromadzonym tradycyjnie na galerii ambasadorom powiedział, że prosi o zrozumienie, ale to, co jest częścią tradycyjnego expose, czyli omówienie kierunków polityki zagranicznej, przedstawi im szef MSZ, przy innej okazji. To mniej więcej tak, jakby powiedział: przyjdźcie kiedy indziej.
Tradycyjne expose to omówienie wszystkich dziedzin życia, za które odpowiada rząd. Cztery lata temu każdy z ministrów miał limit: półtorej strony tekstu na omówienie swojej "działki", premier tylko je łączył.
Tym razem zaś wystarczyło spojrzeć na niektórych z ministrów, żeby zobaczyć, że premier właśnie informuje ich, co będą robić. Nie było to przyjemne.
Premier poświęcił wystąpienie wyłącznie sprawom ekonomicznym, zapowiedział konieczne cięcia i reformy, i dzięki temu uniknął tego, co zwykle jest zmorą premierów - realizowania obietnic, jakie zwykle się w expose składa.
Zabieg, wypada przyznać - zręczny i skuteczny, bo paradoksalnie wszyscy wolelibyśmy, żeby przedstawionych dziś planów nie zrealizował.