Oficerowie CBŚP towarzyszący zatrzymywanemu w poniedziałek rano naczelnikowi zarządu rzeszowskiego Biura poddali się poleceniom agentów - tak Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego komentuje informacje ujawnione przez reporterów śledczych RMF FM. Z naszych ustaleń wynika, że niezwiązani ze sprawa dwaj oficerowie CBŚP przez kilkadziesiąt minut byli przetrzymywani pod bronią. Zdaniem doświadczonych funkcjonariuszy służb, z którymi rozmawiali dziennikarze RMF FM Marek Balawajder i Krzysztof Zasada, winni całej sytuacji powinni liczyć się z odpowiedzialnością dyscyplinarną, a nawet karną. Rozpoznanie przed akcją rozmówcy naszych dziennikarzy nazywają zaś wprost "katastrofą". Szefostwo policji domaga się od ABW wyjaśnień.
W oświadczeniu ABW, przesłanym do naszej redakcji, jest potwierdzenie faktów, które dziennikarze RMF FM podali oraz - co ciekawe - zaprzeczenie informacjom, które nie pojawiły się w naszym materiale. ABW przekonuje, że wydawanie poleceń, którym podporządkowali się policjanci jest ustawowym uprawnieniem Agencji. Taka decyzja, o pozostaniu oficerów w samochodzie - jak napisano - była konieczna ze względów taktycznych, bo akcja miała "skoordynowany czasowo przebieg".
Oficer Agencji, który wsiadł do samochodu, w którym przebywali oficerowie CBŚP, nie zostawiał swego wyposażenia przed autem, jednak jego broń - jak zapewnia ABW - nie byłą w żaden sposób eksponowana. Nie ma natomiast odpowiedzi, dlaczego towarzyszył policjantom.
ABW argumentuje też, policjanci nie podważali poleceń agentów. "Jeśli oficerowie uważają, że ich prawa zostały naruszone, na pewno wiedzą, jakie kroki podjąć" - w ten sposób kończy się oświadczenie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Informacje przedstawione w materiale RMF FM są nieprawdziwe.
Potwierdzamy, że dwóch oficerów Policji znalazło się w obszarze porannych poniedziałkowych czynności procesowych ABW towarzyszących zatrzymaniu Naczelnika Rzeszowskiego CBŚP Piotra J.
Funkcjonariusze Policji znajdowali się w samochodzie, do którego wsiadł Piotr J. W chwili zatrzymania jedyną osobą, która została obezwładniona przez funkcjonariuszy ABW był Piotr J.
Nie jest prawdą, że pozostali dwaj funkcjonariusze Policji zostali zatrzymani.
Nie jest prawdą, że stosowano wobec nich siłę fizyczną.
Nie jest prawdą, że stosowano wobec nich środki przymusu bezpośredniego lub ograniczono ich swobodę ruchów.
Jako obecni na miejscu prowadzonych przez ABW działań o określonym charakterze, podporządkowali się poleceniom oficerów ABW. Wydawanie poleceń określonego zachowania się jest jednym z ustawowych uprawnień funkcjonariuszy Agencji.
Z uwagi na to, że poniedziałkowa akcja miała skoordynowany czasowo zasięg, decyzja ta była konieczna ze względów taktycznych.
Zdarzenie mogło trwać około 20 minut. Samochód, w którym znajdowali się dwaj funkcjonariusze Policji i Piotr J., nie został w żaden sposób uszkodzony. Oficer ABW, który wsiadł do tego samochodu, nie zostawił swego wyposażenia przed autem, jednak broń nie była w żaden sposób eksponowana.
Policjanci nie sprzeciwiali się wydawanym przez funkcjonariuszy ABW poleceniom, nie zgłaszali też zastrzeżeń co do sposobu prowadzonych czynności.
Jeżeli „poszkodowani” uważają, że zostały naruszone ich prawa, jako oficerowie Policji z pewnością wiedzą, jakie kroki podjąć.
Nie ma i nigdy nie będzie zgody na takie traktowanie wzorowych oficerów - mówił nam rzecznik komendanta głównego Mariusz Ciarka.
Ci policjanci, którzy byli przetrzymywani pod bronią przez funkcjonariuszy ABW, to byli policjanci nieskazitelnego charakteru, którzy jechali na uroczystość, na której mieli odebrać nagrody i odznaczenia - mówił Ciarka.
Dodał, że właśnie dlatego wyjaśnienia ABW są konieczne. Współpraca z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego układa się bardzo dobrze, wzorowo i nie chcielibyśmy, by była plama na tych stosunkach - argumentował rzecznik Komendanta Głównego Policji.
Szefostwo policji od wyjaśnień ABW uzależnia dalsze działania w tej sprawie. Nie wyklucza podjęcia kroków prawnych wobec funkcjonariuszy Agencji.
Jak ustalili dziennikarze RMF FM, szef rzeszowskiego zarządu CBŚP miał wraz z dwoma oficerami wyjechać po 05:00 rano ze swego domu w Rzeszowie do Warszawy na uroczystości w centrali: jego podwładni mieli otrzymać od szefostwa policji odznaczenia.
W tym czasie przed domem naczelnika na zaplanowane na godzinę 06:00 rozpoczęcie akcji czekali już uzbrojeni agenci ABW.
Jeszcze zanim akcja się rozpoczęła, szef rzeszowskiego zarządu CBŚP wyszedł z domu: gdy wsiadał do samochodu, funkcjonariusze przystąpili do "dynamicznego zatrzymania".
Naczelnika obezwładniono, zatrzymano także dwóch towarzyszących mu oficerów - niepodejrzewanych w tej sprawie, którzy mieli odebrać w Warszawie odznaczenia.
Grożąc bronią, kazano im - jak dowiedzieli się nasi dziennikarze - wejść do samochodu, jednocześnie zakazano jakichkolwiek kontaktów telefonicznych.
Przez kilkadziesiąt minut oficerów pilnował w aucie agent ABW z bronią.
Z ustaleń reporterów RMF FM wynika również, że podczas zatrzymania uszkodzony został samochód CBŚP: ma m.in. wybitą szybę.
Doświadczeni funkcjonariusze służb, z którymi rozmawiali dziennikarze RMF FM, twierdzą, że incydent może skończyć się zarzutami dla agentów ABW za przekroczenie uprawnień w związku z bezpodstawnym pozbawieniem wolności.
"Katastrofą" rozmówcy Marka Balawajdra i Krzysztofa Zasady nazywają ponadto rozpoznanie przed porannym zatrzymaniem: agenci nie wiedzieli bowiem, że przed 06:00 - czyli przed planowanym początkiem akcji - szef rzeszowskiego CBŚP ma wyjechać ze swymi podwładnymi do Warszawy na uroczystość wręczenia medali.
Jeden z oficerów, z którymi rozmawiali nasi dziennikarze, stwierdził wprost: ta akcja mogła zakończyć się strzelaniną.
Smaczku dodaje całej sprawie fakt, że obie służby - ABW i CBŚP - nadzoruje ten sam człowiek: szef MSWiA i koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński.
Ministerstwo spraw wewnętrznych i administracji odsyła w tej sprawie do komunikatu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To może oznaczać, że minister nie zamierza stawać w obronie funkcjonariuszy policji, a podziela zdanie Agencji, że nie doszło do nieprawidłowości. Takie stanowisko może być odebrane przez mundurowych podległych MSWiA jako sugestia, że ich szef Mariusz Kamiński - jednocześnie minister koordynator specsłużb - w konfliktach między funkcjonariuszami będzie trzymał stronę agentów służb specjalnych.
Krytycznie poniedziałkową operację ABW ocenia również szef policyjnych związków zawodowych Rafał Jankowski.
Według niego, dowodzący akcją i funkcjonariusze odpowiedzialni za bezprawne zatrzymanie oficerów CBŚP powinni ponieść konsekwencje.
Jankowskiego najbardziej oburza całkowity brak profesjonalizmu agentów ABW, jeśli chodzi o rozpoznanie przed akcją zatrzymania naczelnika. W rozmowie z Krzysztofem Zasadą szef policyjnych związków zawodowych ocenia wprost: zaplanowanie tej akcji to "całkowita porażka".
Jeżeli ktoś przygotowuje akcję zatrzymania jednego człowieka, a podczas zatrzymania okazuje się, że w samochodzie są funkcjonariusze innej służby - a przecież mogli być w tym czasie uzbrojeni - to naraża i swoich ludzi, i tych wszystkich, którzy byli na miejscu.Rafał Jankowski, szef policyjnych związków zawodowych
Według Rafała Jankowskiego, sprawa powinna być wyjaśniona w policji, ale także w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a winni tej sytuacji powinni liczyć się z odpowiedzialnością dyscyplinarną, a nawet karną.
W ramach poniedziałkowej operacji - obok szefa podkarpackiego zarządu CBŚP - agenci ABW zatrzymali również dwóch byłych oficerów CBŚP i byłego dyrektora rzeszowskiej delegatury CBA.
Zatrzymania przeprowadzono w śledztwie dotyczącym Daniela Ś. - byłego naczelnika CBŚP w Rzeszowie, który miał m.in. odpowiadać za parasol ochronny, jaki oficerowie rzeszowskiego CBŚP mieli roztaczać nad agencjami towarzyskimi na Podkarpaciu prowadzonymi przez dwóch Ukraińców.
We wtorek zatrzymani dzień wcześniej czterej wysocy rangą obecni i byli funkcjonariusze CBŚP i CBA usłyszeli zarzuty. Chodzi m.in. o przyjmowanie łapówek w związku z pełnieniem funkcji publicznej.
Treść zarzutów jest niejawna, jednak dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że dotyczą one przede wszystkim łapówek, które funkcjonariuszom mieli dawać właśnie dwaj ukraińscy właściciele agencji towarzyskich z Podkarpacia - w zamian za swoisty parasol ochronny służb nad ich interesem.
Zarzucane podejrzanym czyny zagrożone są karą nawet do 10 lat więzienia.
"Z uwagi na konieczność zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania" - jak czytamy w oficjalnym komunikacie przesłanym nam przez Dział Prasowy Prokuratury Krajowej - prokurator zwrócił się do sądu z wnioskami o tymczasowe aresztowanie podejrzanych - a sąd argumentację prokuratora podzielił.
Czterej podejrzani obecni i byli funkcjonariusze zostali aresztowani tymczasowo na 3 miesiące.