Do serii włamań doszło na Strzeszynie na północno-zachodnich obrzeżach Poznania. Pierwsze niepokojące informacje od mieszkańców domów jednorodzinnych zaczęły docierać w grudniu. Mieszkańcy alarmowali o uszkodzonych drzwiach tarasowych i skradzionych, drobnych rzeczach. Na miejscu mundurowi robili to, co zawsze przy włamaniach. Próbowali zebrać odciski i znaleźć ewentualnych świadków. Bezskutecznie. Sprawców do dziś nie udało się znaleźć.
Złodzieje działali zawsze według niemal identycznego schematu. Do domów włamywali się zawsze pod nieobecność lokatorów i zawsze w taki sam sposób - wyważając drzwi lub okna wychodzące na taras. Z domów nie wynosili dużych przedmiotów. Zależało im, by po "skoku" nie budzili żadnych podejrzeń. Łupem włamywaczy padały więc najczęściej drobne przedmioty, takie jak biżuteria czy telefony. Według szacunków mundurowych, łączne straty na szkodę mieszkańców mogą sięgać ponad 100 tysięcy złotych.
Prowadzący sprawę komisariat z poznańskich Jeżyc zorganizował już jedno spotkanie z mieszkańcami w tej sprawie. Mundurowi apelowali o zwiększoną czujność, szczególnie w przypadku ewentualnego wyjazdu. Zaznaczali, żeby dłuższą nieobecność zasygnalizować najbliższym sąsiadom i pozostawać z nimi w stałym kontakcie. Na spotkaniu komendant zapewnił, że w rejonie, w którym dochodzi do włamań - będzie uruchomionych znacznie więcej patroli, nie tylko pionu kryminalnego, ale też z prewencji - mówi mł. Asp. Patrycja Banaszak z poznańskiej policji. Komisariat uruchomił też specjalny numer alarmowy, na który przez całą dobę mogą dzwonić mieszkańcy, którzy widzą coś podejrzanego.
Policjanci nie udzielają informacji o szczegółach śledztwa, tłumacząc się jego dobrem. Wiadomo na razie, że kryminalni analizują zebrane na miejscu dowody i zestawiają je z zeznaniami świadków. Wiadomo już, że po raz kolejny chcą spotkać się z mieszkańcami dzielnicy. Zebranie z mieszkańcami Strzeszyna zaplanowano na czwartek.
(m)