Ryszard Milewski jest winny uchybienia godności sędziego - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie. To efekt postępowania dyscyplinarnego wobec byłego prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, który we wrześniu 2012 roku został nagrany przez osobę podającą się za asystenta szefa Kancelarii Premiera. Mimo uznania winy - sąd skazał Milewskiego jedynie na usunięcie ze stanowiska, jakie wtedy zajmował.
Takiej właśnie kary żądał rzecznik dyscypliny sędziowskiej. Usunięcie z funkcji oznacza jednak, że Ryszard Milewski nie może ponownie objąć funkcji prezesa sądu, nie może być członkiem jego kolegium, na trzy lata zawiesza się jego podwyżki, a na 5 - możliwe awanse.
Zdaniem sądu kara jest więc surowa, bo wina - uległość wobec nieznanego rozmówcy, nie budzi wątpliwości.
Wobec prezesa sądu trzeba stosować podwyższone standardy oceny zachowań. Na takim stanowisku trzeba czuć się i trzeba być niezawisłym i niezależnym od jakiejkolwiek władzy - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Krzysztof Karpiński.
W sprawie chodzi o rozmowę telefoniczną, jaką 6 września 2012 r. sędzia Milewski prowadził z osobą podającą się za asystenta szefa kancelarii premiera (był to Paweł M., który - jak sam twierdzi - dokonał "prowokacji dziennikarskiej"). W rozmowie tej Milewski miał wyrazić gotowość ustalenia terminu posiedzenia dogodnego - jak sądził - dla premiera i szefa KPRM, i gotowość wydelegowania sędziów gdańskich na spotkanie z premierem, by zapoznać go ze sprawami dotyczącymi szefa Amber Gold.
Wyrok nie jest prawomocny i można się od niego odwołać do Sądu Najwyższego. Nie wiadomo, czy tak się stanie, bo w sądzie nie było Milewskiego.
(abs)