Kary od 10 do 3 lat więzienia wymierzył Sąd Okręgowy w Katowicach oskarżonym ws. katastrofy hali Międzynarodowych Targów Katowickich w 2006 r. Zginęło wtedy 65 osób. Ponad 140 zostało rannych, w tym 26 ciężko. Pawilon MTK zawalił się 28 stycznia 2006 r. podczas targów gołębi pocztowych. W trwającym ponad siedem lat procesie odpowiadało 9 osób, które zdaniem prokuratury w różnym stopniu przyczyniły się do tej tragedii lub sprowadziły niebezpieczeństwo katastrofy. To m.in. b. szefowie spółki MTK, autor projektu wykonawczego hali, która runęła pod naporem śniegu oraz przedstawiciele generalnego wykonawcy obiektu.

REKLAMA

Sąd Okręgowy w Katowicach uznał za winnego i skazał na 10 lat więzienia Jacka J., projektanta wykonawczego hali Międzynarodowych Targów Katowickich, która zawaliła się w 2006 roku. Zginęło wtedy 65 osób, ponad 140 zostało rannych, a 26 z nich doznało ciężkich obrażeń.

To ten mężczyzna sporządził projekt wykonawczy hali, który znacząco różnił się od prawidłowego projektu budowlanego. Sąd przypomniał, że J. nie miał przygotowania zawodowego i uprawnień do sporządzania projektu. W tej sytuacji sąd przypisał mu działanie umyślne z zamiarem ewentualnym możliwości zaistnienia katastrofy.

B. członkowie zarządu spółki MTK Nowozelandczyk Bruce R. i Ryszard Z. zostali skazani na 3 i 4 lata pozbawienia wolności za to, że wiedząc o zagrożeniu, nie zażegnali go. Sąd przypisał im nieumyślne sprowadzenie katastrofy budowlanej. Na 3 lata skazany został Adam H.- b. dyrektor techniczny MTK.

Sąd uniewinnił przedstawicieli firmy - generalnego wykonawcy obiektu - Arkadiusza J. i Andrzeja C. oraz kierownika budowy Adama J., oskarżonych o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej i sprowadzenie samej katastrofy. Zdaniem prokuratury po pierwszej awarii dachu, do której doszło już w trakcie budowy hali w 2000 r., powinni byli zweryfikować projekt wykonawczy i wzmocnić konstrukcję hali. Awarii nie wpisali do dziennika budowy i nie powiadomili inspektora nadzoru budowlanego.

Na pewno nie podzielamy argumentacji i ustaleń w zakresie przedstawicieli generalnego wykonawcy, kierownika budowy i w tym zakresie na pewno będziemy wywodzić apelację - oświadczyła Wychowałek-Szczygieł. Dodała, że w przypadku innych oskarżonych, którym sąd wymierzył niższą karę, niż wnosiła, prokuratura będzie rozważać apelację. Będziemy rozważać kwestię surowości kary i adekwatności do stopnia społecznej szkodliwości - dodała.

Na 5 lat sąd skazał Grzegorza S. - rzeczoznawcę, oskarżonego o nieumyślnie sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy, który wydawał ekspertyzę po awarii dachu w 2002 r., na jej podstawie dokonano naprawy. Zdaniem prokuratury nie zweryfikował on całości obliczeń statycznych pawilonu, nie sprawdził pozostałych dźwigarów, a jedynie ten uszkodzony. Zdaniem oskarżenia, powinien S. był wystąpić o rozbiórkę pawilonu.

Na 4 lata sąd skazał Marię K. - b. inspektor nadzoru budowlanego z Chorzowa, za niedopełnienie obowiązków na kilka lat przed katastrofą i nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. Według aktu oskarżenia powiadomiona w 2002 r. przez straż pożarną o ugięciu się dachu nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenia pawilonu z użytkowania.

Będzie apelacja od wyroków

Apelacje od wyroków skazujących ws. katastrofy hali MTK zapowiedzieli obrońcy części oskarżonych. Jak argumentował obrońca byłego członka zarządu MTK Bruce'a R., skazanego na 3 lata więzienia, orzeczenie stwarza "bardzo niebezpieczny precedens" nie tylko dla członków zarządów spółek, ale dla wszystkich osób sprawujących kierownicze stanowiska. Sąd poszedł tą drogą, że chce nałożyć bezwzględny obowiązek dla każdego nowo powołanego członka zarządu albo np. prezydenta miasta retrospektywnego zapoznawania się z dokumentacją dotyczącą całości działalności spółki - przekonywał mec. Grzegorz Słyszyk.

Skazując członków zarządu MTK, sąd nie dał wiary ich wyjaśnieniom, że nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia i konieczności usuwania śniegu. Zarząd MTK nie powinien był dystansować się od poczynań poprzedników - mówił sędzia Aleksander Sikora. Zarząd miał obowiązek zapoznania się ze stanem spółki - wskazywał sąd.

Obrońca Bruce'a R. podkreślił m.in., że prawo budowlane stwarza pewnego rodzaju domniemanie, że budynek, który użytkuje użytkownik, jest budynkiem bezpiecznym. Na pewno istotne jest też to, że sąd uznał, że czyn popełniono z winy nieumyślnej, a więc to świadczy, że nie było stanu świadomości (...) zagrożenia katastrofą budowlaną - ocenił mec. Słyszyk.

W jego opinii także niewykonanie zaleceń rzeczoznawcy budowlanego nie może ostać się w drugiej instancji, ponieważ biegli mówili przed sądem, że posłanie ludzi na dach hali MTK, w celu odśnieżenia go, stanowiło zagrożenie dla ich życia i zdrowia.

Wniosek o sporządzenie uzasadnienia na piśmie zapowiedział też obrońca Grzegorza S. Według oskarżenia, S. powinien był wystąpić o rozbiórkę pawilonu.

Na pewno złożę wniosek o sporządzenie uzasadnienia na piśmie co do całości wyroku co do oskarżonego Grzegorza S. i prawdopodobnie będziemy pisali apelację - zasygnalizował mec. Tomasz Chmielewski. Jak przypomniał, jego klient nie przyznał się winy; zaznaczył, że nie będzie komentował orzeczenia sądu wcześniej niż w apelacji.

/ Andrzej Grygiel (PAP) / PAP
/ Andrzej Grygiel (PAP) / PAP
/ Andrzej Grygiel (PAP) / PAP
/ Andrzej Grygiel (PAP) / PAP

W sobotę, 28 stycznia 2006 roku w pawilonie nr 1 - największym na terenie MTK - odbywały się targi gołębi pocztowych. Dach hali o powierzchni hektara zawalił się ok. godz. 17.15. Wielu spośród osób, które były wtedy w pawilonie, udało się z niego wyjść o własnych siłach i bez obrażeń. Świadkowie mówili, że ofiar byłoby znacznie więcej, gdyby do wypadku doszło nieco wcześniej - wielu gości niedługo przed zawaleniem się dachu wyszło z hali.

W kulminacyjnym momencie akcji ratowniczej - między pierwszą a drugą w nocy - na miejscu pracowało ponad 1300 osób: strażaków, ratowników górniczych i medycznych, policjantów, GOPR-owców, a także żołnierzy i żandarmów. Pierwszy etap akcji ratowniczej zakończył się po kilkunastu godzinach, w niedzielę 29 stycznia. Później na gruzowisko kilka razy wchodzili ratownicy z psami wyspecjalizowanymi w poszukiwaniu zwłok.

Na początku lutego rozpoczęły się prace rozbiórkowe, w czasie których wydobyto ciała pozostałych poszkodowanych, ostatnie z nich - 14 lutego. Posadzkę hali udało się całkowicie odsłonić 19 lutego. Wtedy było już pewne, że ostateczny bilans tragedii to 65 zabitych. Wśród nich było dziewięciu cudzoziemców: trzech Czechów, dwóch Słowaków, Belg, Niemiec, Holender i Węgier.

Po dwóch miesiącach od tragedii komisja powołana przez głównego inspektora nadzoru budowlanego Marka Naglewskiego uznała, że głównymi przyczynami katastrofy były błędy projektowe i konstrukcyjne oraz nadmierne zaleganie na jej dachu śniegu. Podobne były ustalenia biegłych, powołanych przez prokuraturę. Według nich na dachu zalegał śnieg o ciężarze około 190 kg na m kw.

(j., az)