Resort sprawiedliwości nie wyklucza, że droga do togi będzie wiodła także przez szkolenia na uczelniach - pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita".
Udział uczelni w aplikacjach prawniczych jest stosunkowo duży na świecie. Nie odrzucamy idei wprowadzenia alternatywnej drogi dojścia do zawodu adwokata i radcy prawnego - mówi gazecie wiceminister sprawiedliwości, Marcin Warchoł.
Według gazety, ta deklaracja wiceministra może zapowiadać ogromne zmiany; nie tylko korporacje prawne ale także uczelnie organizowałyby szkolenia dla przyszłych adwokatów i radców prawnych. Jak szacuje "Rz", korporacje straciłyby spore pieniądze.
Z wyliczeń gazety wynika, że w tym roku korporacje uzyskały od aplikantów 64 mln zł - opłata roczna za pobieranie nauki wynosi 5200 zł; obecnie na aplikacji radcowskiej uczy się 7688 osób, a na adwokackiej - 4686. Tymczasem z ustaleń "Rz" wynika, że aplikacja uniwersytecka mogłaby być tańsza.
Według gazety, dziekani najlepszych wydziałów prawa są podzieleni w tej sprawie, a samorządy prawnicze widzą tylko jej złe strony.
Nie wiem, jakie interesy lobbystyczne stoją za tym, by uruchomić nową ścieżkę dostępu do zawodów prawniczych - mówi w rozmowie z gazetą sekretarz Naczelnej Rady Adwokackiej, Rafał Dębowski.
Z kolei była minister nauki i szkolnictwa wyższego, Barbara Kudrycka podkreśla w rozmowie z gazetą, że wolałaby nie być klientem adwokata lub radcy prawnego po aplikacji uzyskanej na uczelni.
Gazeta informuje, że do dyskusji o zmianach w kształceniu profesjonalnych pełnomocników zainspirowała Ministerstwo Sprawiedliwości petycja obywatelska; studenci prawa zwrócili uwagę na masowość szkoleń na aplikacji, małą liczbę zajęć praktycznych i problemy infrastrukturalne.
"Rzeczpospolita" podkreśla, że z tymi uwagami nie zgadzają się korporacje.
(m)