Samolot leci po polską lekarkę uwolnioną po porwaniu w Czadzie - poinformował rzecznik MSZ. Według Pawła Wrońskiego, nie wiadomo jednak na razie, kiedy wolontariuszka wróci do Polski.
Jak przekazał Paweł Wroński, porywacze ukrywali się w terenie leśnym, trudno dostępnym dla służb. Byli jednak obserwowani, także z powietrza, co pozwoliło na ich namierzenie i przeprowadzenie operacji przejęcia porwanej Polki.
W akcję zaangażowane było wojsko Czadu i żołnierze z Francji. Porywacze porzucili samochód, którym jechali, ponieważ zabrakło im paliwa. Uciekali pieszo. Doszło do wymiany ognia - mówi rzecznik MSZ Paweł Wroński. Na szczęście Polka nie została ranna.
Teraz lekarka jest w bazie wojskowej. Przetransportowano ją tam śmigłowcem. Czeka na pracowników MSZ i polskich lekarzy. Po lekarkę został wysłany specjalny samolot. Jak podkreślił Wroński, będzie w gotowości, ale sytuacja zależy od stanu zdrowia kobiety. Jeśli zostanie na miejscu, to zostanie. Polskie MSZ nie zmusza żadnego obywatela do przyjazdu do Polski - powiedział.
Wroński na konferencji prasowej przekazał, że porywaczy było trzech.
MSZ tłumaczy, że to nie pierwsze porwanie naszych rodaków w tej części Afryki w ostatnim czasie. Był przypadek porwania w Libanie, zdarzył się również w Zachodniej Afryce, która w tej chwili staje się coraz mniej stabilnym miejscem, między innymi w Burkina Faso. Było również parę innych sytuacji niebezpiecznych. Za każdym razem nasze służby konsularne i dyplomatyczne działają, za każdym razem udaje się nam te sprawy rozwiązać bez szczególnego rozgłosu - powiedział Wroński.
Resort dyplomacji apeluje więc, by powstrzymać się od podróży do krajów Afryki Zachodniej. Jak dodał Wroński, nadal są jednak biura podróży, które oferują wyjazdy w miejsca niebezpieczne.
Media w Czadzie napisały, że wszyscy porywacze zostali "zneutralizowani" - co oznacza, że nie żyją. Także szef BBN Jacek Siewiera przekazał dziś w Polsat News, że dwóch porywaczy nie żyje.
Według portalu informacyjnego Al Wihda, minister bezpieczeństwa publicznego i imigracji Czadu generał Mamat Charfadine Margui potwierdził, że wojskowa operacja uwolnienia porwanej polskiej lekarki była szeroko zakrojona. Doszło do niej wczoraj około godziny trzeciej nad ranem w lesie równikowym w odległości około 10 kilometrów od miejscowości Dono Manga.
Miejscowość ta położna jest ponad 400 km na południowy wschód od stolicy kraju Ndżameny. To właśnie w Dono Manga Polka została w ostatni piątek uprowadzona ze szpitala zarządzanego przez międzynarodową katolicką organizację humanitarną Caritas.
O uwolnieniu Polki poinformował wieczorem minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
"Polska obywatelka porwana w Czadzie została uwolniona. Jest cała i zdrowa pod opieką lekarzy" - mówił Radosław Sikorski na nagraniu, które zostało udostępnione na platformie X (dawniej Twitter).
"Jesteśmy winni podziękowania siłom lokalnym i naszym francuskim sojusznikom" - podkreślił Sikorski w nagraniu.
Polska obywatelka porwana w Czadzie zostaa uwolniona. Jest caa i zdrowa, co przekazaem telefonicznie jej najbliszym. Dzikuj za dziaania siom lokalnym oraz naszym francuskim sojusznikom. pic.twitter.com/6a1oj0m4kU
sikorskiradekFebruary 13, 2024
Do uprowadzenia polskiej lekarki doszło w piątek - tak wynika z relacji gubernator prowincji, w której leży Dono Manga. Miasto to położone jest ponad 400 km na południowy wschód od stolicy kraju Ndżameny.
Porwania miało dokonać kilku uzbrojonych mężczyzn. Wykorzystali moment, gdy w szpitalu nie było chroniących placówkę żołnierzy, którzy oddalili się na piątkową modlitwę.
Placówka jest administrowana przez międzynarodową katolicką organizację humanitarną Caritas. Twierdzi ona, że Polka pojechała do Czadu jako wolontariuszka.
Napastnicy porwali Polkę i jej kolegę z Meksyku, a następnie uciekali motocyklami. Z tego powodu prawdopodobnie porzucili Meksykanina, zabierając dalej tylko kobietę.