Nie jestem usatysfakcjonowana wyjaśnieniami w sprawie zarobków w Narodowym Banku Polskim - mówi rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości po dzisiejszej konferencji prasowej. Według Beaty Mazurek ta sprawa nie jest zamknięta. Platforma Obywatelska zapowiedziała złożenie projektu ustawy, która zakłada ujawnienie zarobków w NBP. Partia rządząca ją poprze, jeżeli nie będzie zastrzeżeń formalno-prawnych.
To zaskakująca, wręcz przełomowa deklaracja, bo dotychczasowe propozycje PO były automatycznie odrzucane, a politycy PiS je krytykowali.
Tym razem rzeczniczka PiS Beata Mazurek zasugerowała, że jeżeli nie będzie błędów w projekcie, to posłowie PiS "z pewnością" zagłosują za, bo jej zdaniem projekt proponowany przez opozycję może rozwiązać problem i przeciąć spekulacje na temat wynagrodzeń.
Mazurek powiedziała dziennikarzom w Sejmie, że nie jest usatysfakcjonowana wyjaśnieniami Narodowego Banku Polskiego w sprawie wysokości zarobków. Jak dodała, środowa konferencja NBP nie wyczerpuje tematu.
Jak mówiła, jeśli chodzi o wynagrodzenia pracowników NBP, "w działaniu opozycji jest sprzeczność". Z jednej strony domagają się ujawnienia tych zarobków, a z drugiej strony składają projekt ustawy do Sejmu, który daje podstawy prawne do tego, by te zarobki zostały ujawnione. Więc doskonale mają świadomość taką, że w świetle obowiązujących przepisów prawnych dzisiaj - jak rozumiem - zrobić tego nie można. Jak ustawa zostanie przyjęta, nie sądzę, by był z tym jakikolwiek problem - mówiła Mazurek.
Narodowy Bank Polski to nie jest instytucja prywatna, sprawa zarobków wymaga szybkiego wyjaśnienia - mówi natomiast minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Chce szczegółowych informacji nie tylko o zarobkach. Domaga się również, by prezes NBP ujawnił również kompetencje swoich najbliższych współpracowników, którzy są tak dobrze wynagradzani. Sytuacja dojrzała do takiego momentu, w którym i siatka płac powinna być powszechnie znana oraz kompetencje osób zajmujących kierownicze stanowiska - uważa Emilewicz.
Opozycja będzie domagać się zmiany przepisów. Zapowiada przygotowanie projektu ustawy, który ma wyjąć zarobki dyrektorów NBP "ze strefy mroku". Będzie przyjęta ustawa, która pokaże nie tylko zarobki prezesa Narodowego Banku Polskiego, ale też wszystkich innych jego współpracowników - mówił szef klubu PO Sławomir Neumann. To jest publiczna instytucja, a jej prezes jest publicznym funkcjonariuszem państwa polskiego. To nie jest prywatny bank Prawa i Sprawiedliwość ani Adama Glapińskiego - powiedział Sławomir Neuman z PO.
Według niego "łupienie NBP" obciąża PiS i prezesa tej partii Jarosław Kaczyńskiego. Neumann przekonywał też, że Glapiński powinien zrezygnować z funkcji prezesa NBP, bo "tylko w ten sposób może przerwać upadek NBP, za który odpowiada".
To, czy PiS rzeczywiście poprze projekt ustawy PO, będzie zależało od decyzji Jarosława Kaczyńskiego i tego, czy partia rządząca będzie szukała "przeszkód formalnych", by odrzucić projekt opozycji i przedstawić własny.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Narodowy Bank Polski odmówił opublikowania zarobków współpracowniczek prezesa Adam Glapińskiego. Żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie rozpowszechnianego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wys. ok. 65 tys. zł bądź wyższej - zapewniała Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr w Narodowym Banku Polskim.
NBP z trzech powodów nie chce ujawnić zarobków Martyny Wojciechowskiej, która według mediów miałaby zarabiać 65 tys. złotych. Po pierwsze tajemnica. Po drugie komfort pracowników NBP. Po trzecie nieprzygotowanie dyrektorki działu kadr Ewy Raczko. Jak stwierdziła z rozbrajającą szczerością: miesięcznego wynagrodzenia pani dyrektor Martyny Wojciechowskiej nie poda, bo nie przygotowane jest w oświadczeniu.
Na konferencji prasowej usłyszeliśmy, że średnia pensja dyrektora w NBP to 36-37 tys. zł miesięcznie. Jak zauważa nasz dziennikarz Krzysztof Berenda, średnia to średnia - nie wyklucza zarobków na poziomie 50 czy 60 tys. zł. Bank nie chciał jednak podać rozpiętości wynagrodzeń dyrektorów, która by to wszystko wyjaśniła. Ewa Raczko tłumaczyła, że nie chciałaby, żeby ich dyrektorzy mieli wrażenie, że jeden jest trochę gorszy a drugi lepszy.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracowniczkach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł.
Z kolei według ustaleń portalu OKO.press, szefowa departamentu komunikacji i promocji NBP może zarabiać znacznie więcej. Martyna Wojciechowska ma bowiem dostawać też 11 tysięcy złotych miesięcznie z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, dokąd posłał ją prezes banku centralnego Adam Glapiński.
Wraz z medialnymi informacjami na temat pensji Martyny Wojciechowskiej na Twitterze pojawiły się zestawienia zarobków światowych przywódców. Okazuje się, że dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP zarabia więcej niż premier Wielkiej Brytanii czy prezydenci Francji i Rosji.Gazeta.pl, powołując się na dane udostępnione na portalu Ig.com, pisze, że Theresa May i Emmanuel Macron zarabiają rocznie równowartość ok. 800 tys. zł. Pensja prezydenta Rosji Władimira Putina to "zaledwie" równowartość ok. pół miliona złotych.