Nie tylko Stalexport może dowolnie zmieniać ceny za przejazd autostradą. Dwie pozostałe firmy, zarządzające trasami, również nie muszą obawiać się sprzeciwów Ministerstwa Infrastruktury. Takie koncesje przyznano im pod koniec lat dziewięćdziesiątych.
Po ujawnieniu przez naszych reporterów informacji o podwyżce za przejazd autostradą A4 sprawdzamy, jakie zapisy tkwią w umowach koncesyjnych. Kierowcy mają niestety powód do obaw. W przypadku A4 - nawet po zapowiadanej podwyżce - do górnego limitu pobieranych opłat wciąż będzie brakowało jeszcze kilku złotych. Zarządcy wielkopolskiej A2 - jak ustalił nieoficjalnie reporter RMF FM Paweł Świąder - brakować będzie jeszcze nawet kilkunastu złotych. Mniejszy limit obowiązuje tylko na odcinku A1.
Każda z firm na innych zasadach rozlicza się z państwem, które - jak widać - najczęściej jest na przegranej pozycji. Minister nie może wymusić niższych opłat, niemożliwy okazuje się również rabat na czas remontu. A przecież wszystkimi autostradami, na które wręczono koncesje, powinniśmy jeździć już wiele lat temu. Taki jest efekt przyznawania koncesji firmom bez uzgodnienia szczegółów. To jak obietnica: wy zbudujecie trasę, ale za ile i w jakim czasie - ustalimy później.
Co ciekawe, wszystkie koncesje na obecnie płatne autostrady podpisał jeden minister transportu w rządach Oleksego i Cimoszewicza. To, co zrobiłem, było w tamtym czasie najlepsze dla Polski - twierdzi jednak Bogusław Liberadzki. Winą za to, że wciąż nie mamy wystarczającej sieci autostrad, mamy za to kłopoty z zarządcami, obarcza kolejną ekipę, która podważała decyzje poprzedników. A firmy, które miały budować autostrady, sprytnie to - według niego - wykorzystywały.
Nie najlepiej wypada również obecny minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, który nie widzi możliwości zmiany niekorzystnych umów. Posłuchaj relacji naszego reportera:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio