Kupowanie mieszkania w różnych częściach Polski wygląda zupełnie inaczej. W Krakowie nie dość, że jest drogo, to jeszcze trzeba czekać. W Poznaniu natomiast przy odrobinie szczęścia na własne nowe „M” możemy liczyć jeszcze w tym roku.
W stolicy Małopolski ceny za metr kwadratowy w niektórych częściach miasta wzrosły nawet dwukrotnie. Praktycznie niemożliwe jest kupienie i odebranie nowego mieszkania jeszcze w tym roku. Kraków przeżywa bowiem istny boom mieszkaniowy. Kupujący, których stać na zapłatę gotówką, decydują się błyskawicznie. Pozostali udają się do banków po kredyty.
Wbrew pozorom miasto nie jest jednym wielkim placem budowy. Powodem są ciągnące się w nieskończoność formalności. Jednak zapotrzebowanie na mieszkania jest tak duże, że bez problemu sprzedają się nawet te, które dziś są tylko projektem na papierze. - Deweloperzy sprzedają już nawet mieszkania, na które nie mają jeszcze zezwolenia na budowę. Dawniej takie lokale się wyłącznie rezerwowało - usłyszał reporter RMF w jednym z dużych biur pośrednictwa nieruchomości.
Osoby, które rok czy dwa lata temu kupiły mieszkanie, i teraz decydują się je sprzedać, zarobią dwa razy więcej, niż same wydały. O tym, że kupno mieszkania w Krakowie jest doskonałą lokatą kapitału, przekonani są także Anglicy i Irlandczycy, którzy kupują nawet kilka lokali na raz.
Takich problemów nie ma w Poznaniu. W stolicy Wielkopolski jest taniej, co jednak nie oznacza, że tanio. Za metr kwadratowy w nowym bloku trzeba zapłacić 3,5 tysiąca złotych, czyli kilkaset złotych mniej niż w Krakowie. Nowych mieszkań powstaje coraz więcej, rośnie też liczba chętnych. Są to jednak przede wszystkim osoby prywatne, a nie inwestorzy. Dzięki temu ceny nie wzrosły tak bardzo jak w Krakowie. Za podobną kwotę w stolicy Małopolski można kupić mieszkanie do wykończenia, zaś w Poznaniu – roczne mieszkanie z wykończoną kuchnią, łazienką, a nawet wanną z hydromasażem.