Rybacy z Gdańska nie mogą wyładować dorszy w Gdańsku, muszą pływać do Helu lub Władysławowa. Zgodnie z nowym rozporządzeniem ministra rolnictwa rozładunku można dokonać jedynie w pięciu portach na całym wybrzeżu. Oprócz Helu i Władysławowa to Darłowo, Ustka i Kołobrzeg.
Dla rybaków ograniczone możliwości rozładunku dorsza to poważny kłopot. Przede wszystkim zużywają dużo więcej paliwa. Sama trasa z łowiska na Hel i z powrotem do Gdańska to koło 400 litrów więcej - mówił Janusz Hass z kutra GDA-13.
Kolejna niedogodność to ograniczone, np. w weekendy, godziny rozładunku. Rybacy boją się, że jeśli połów przerwie np. sztorm, na rozładunek będą musieli czekać aż do poniedziałkowego poranka. Wcześniej było tak, że dwie godziny przed końcem połowu informowaliśmy Inspektorat Rybołówstwa, wchodziliśmy do portu, inspektor już czekał - tłumaczy Hass. Dodatkowy koszt to nie tylko paliwo, ale także czas pracy załóg - do portu trzeba dopłynąć, ustawić się w kolejkę, czasami poczekać i jeszcze wrócić. Wszystko mocno wydłuża połów.
To zupełna niesprawiedliwość. Kiedy pytaliśmy o to, skąd taka dysproporcja, usłyszeliśmy, że możemy się zapisać do Zrzeszenia - mówił Grzegorz Hołubek, prezes Związku Rybaków Polskich.
To nie ograniczenia, a plan odbudowy populacji dorszy bałtyckich. Tak Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi tłumaczy, fakt, że rybacy z Gdańska nie mogą wyładować dorszy w Gdańsku.
Jak dowiedział się reporter RMF FM Kuba Kaługa, pozwoli to uchronić dorsza i uniknąć sytuacji z minionych lat, kiedy po pół roku polskie limity tej ryby były wyczerpane, a rybacy karani. Jednocześnie resort przyznaje, że w Gdańsku mogą być prowadzone wyładunki dorszy, jednak muszą być one wprowadzone do sprzedaży przez tzw. centra pierwszej sprzedaży. Problem w tym, że te znajdują się jedynie w pięciu wymienionych portach. Jak powiedział Grzegorz Hołubek, prezes Związku Rybaków Polskich, ten sam plan odbudowy dorszy bałtyckich realizują Dania i Szwecja. W każdym z tych krajów jest ponad 100 punktów takiego rozładunku.