Przed Sądem Okręgowym w Katowicach odbyła się trzecia rozprawa w procesie Katarzyny W., oskarżonej o uduszenie swojej półrocznej córki Magdy. Podczas posiedzenia zeznawał między innymi Krzysztof Rutkowski, który uczestniczył w poszukiwaniach dziecka. Jak mówił detektyw, Katarzyna W. od samego początku nie zachowywała się tak, jak inne matki porwanych dzieci, z którymi wcześniej miał kontakt.
Na początku posiedzenia obrońca Katarzyny W., mecenas Arkadiusz Ludwiczek, poprosił sąd, by oskarżona mogła siedzieć obok niego. Mecenas argumentował, że jego kontakt z Katarzyną W. na sali rozpraw jest utrudniony, a treść ich rozmów może być słyszana przez osoby trzecie. Sąd nie zgodził się jednak na takie rozwiązanie. Stworzyłbym tym samym precedens - powiedział sędzia Adam Chmielnicki. Uznał jednak, że jeśli obrońca będzie chciał porozmawiać z oskarżoną, naradzić się z nią, to może złożyć wniosek o przerwę w rozprawie.
Później rozpoczęło się przesłuchanie Krzysztofa Rutkowskiego. Detektyw opowiedział między innymi o tym, jak pełnomocnik rodziny i mąż Katarzyny W. poprosili go o pomoc. Rutkowski zwracał uwagę, że zachowanie Katarzyny W., tuż po rzekomym porwaniu dziecka, było inne niż zachowanie matek porwanych dzieci, z którymi do tej pory miał kontakt. Matki zwykle reagują bardzo emocjonalnie. Katarzyna W. w czasie 15-minutowej rozmowy zrelacjonowała mi wydarzenie i wyszła z pokoju. Zwykle w takich przypadkach nasz pracownik zostaje z rodziną przez cały czas. Zaproponowałem to Katarzynie W. Nie zgodziła się na to - mówił Rutkowski.
Detektyw powiedział też przed sądem, że Katarzyna W. na początku wskazała na sąsiadów jako tych, którzy - jej zdaniem - mogli porwać dziecko. Opowiadał także o pierwszej konferencji prasowej, podczas której matka dziewczynki bała się kamery. Jak mówił, zachowanie kobiety wzbudziło jego podejrzenia, dlatego zaproponował policji współpracę, ale "nie było odzewu".
Rutkowski opowiedział też o tym, jak zasugerował Katarzynie W. i jej mężowi badanie wariografem. Oboje się zgodzili, ale tuż przed eksperymentem okazało się, że kobieta jest roztrzęsiona i badanie nie może zostać wykonane. Według Rutkowskiego, już chwilę później matka małej Magdy zachowywała się normalnie. Kiedy słodziła herbatę, nie spadło jej żadne ziarenko cukru - mówił Rutkowski.
Ostatecznie detektyw zdecydował się na prowokację - powiedział Katarzynie W., że są osoby, które widziały, jak sama uderzyła się w głowę, a wózek, z którego rzekomo porwano dziecko, był pusty. Na to - według zeznań Rutkowskiego - matka Magdy miała odpowiedzieć: "Niech oni trzymają się swojej wersji, a ja będę trzymać się swojej." Wreszcie kobieta załamała się i powiedziała, że dziecko wypadło jej z rąk i uderzyło o podłogę.
Podczas przesłuchania w katowickim sądzie Rutkowski mówi także o tym, jak Katarzyna i Bartłomiej W. zamieszkali w Łodzi. Opisał również okoliczności, w których kobieta bez wiedzy męża uciekła na Śląsk. Zaznaczył jednocześnie, że nie ma żadnych nagrań z mieszkania przy ul. Piotrkowskiej. Nie montowałem żadnych urządzeń, nie słuchałem żadnych nagrań - mówił detektyw.
Sąd przesłuchał też dwóch pracowników biura Rutkowskiego. Jeden z nich zeznawał w kamizelce z nazwą agencji Rutkowskiego. Wychodząc z sali, założył na głowę kominiarkę.
Ostatnim przesłuchanym podczas trzeciej rozprawy świadkiem był Marcin K., z którym Katarzyna W. mieszkała jesienią ubiegłego roku - najpierw w Krakowie, a potem w Turośni Dolnej (Podlaskie), gdzie została zatrzymana przez policję. Jak mówił, nie wiedział, że mieszkał z poszukiwaną listem gończym Katarzyną W. Kobieta miała mu się przedstawić jako Majka. Jego podejrzenia nie wzbudziły też częste zmiany wyglądu. To normalne, że kobiety się farbują - powiedział. Dodał, że jego relacje z Katarzyną W. ograniczały się do rozmów "o pogodzie i o tym, jak pies pogryzł kota".
Następna rozprawa odbędzie się 2 kwietnia.
W. miała zaplanować zabójstwo. Obciążają ją miedzy innymi wpisy w wyszukiwarce internetowej - szukała informacji na temat zatrucia tlenkiem węgla, dochodzenia policyjnego w takich przypadkach oraz zasiłku pogrzebowego i pochówku dzieci. Jak wynika z aktu oskarżenia, matka Magdy wchodziła też na strony producentów trumien i zakładów pogrzebowych.
W dniu zbrodni kobieta miała rzucić córeczką o podłogę, a kiedy okazało się, że dziecko przeżyło, miała je udusić. Według biegłego psychologa, Katarzyna W. działała w sposób przemyślany.