Strażacy mają pełne ręce roboty. Ruszyło wiosenne wypalanie traw, a wraz z nim padają niechlubne rekordy strażackich interwencji. Tylko w trzech regionach - na Lubelszczyźnie, w Świętokrzyskiem i Małopolsce - strażacy wyjeżdżali w sobotę ponad tysiąc razy.
Najgorsze statystyki ma Małopolska, gdzie wybuchło w sobotę około 550 pożarów traw. To rekord w tym roku.
Najgroźniejszy pożar w regionie gasili strażacy w okolicach miejscowości Węgrzce, Grabie i Kokotów niedaleko Wieliczki. Paliło się tam 30 hektarów łąk. Ogień strawił trzy budynki, w tym jeden mieszkalny.
Na Lubelszczyźnie strażacy zanotowali około 300 interwencji przez pożary wywołane wypalaniem traw. To oznacza, że z każdym dniem sytuacja się pogarsza. Przed weekendem dzienna średnia wynosiła 120-130 wyjazdów. Strażacy - ci zawodowi i ochotnicy - mówią, że zjeżdżają do remiz tylko po to, by uzupełnić wodę i środki gaśnicze, bo non stop jeżdżą od pożaru do pożaru.
Równie źle jest w Świętokrzyskiem. Tam do popołudnia zanotowano 170 interwencji w związku z pożarami traw.
Prawdopodobnie właśnie wypalanie traw doprowadziło do tragedii w Siekiernie w gminie Bodzentyn. Na pogorzelisku znaleziono zwłoki 55-letniego mężczyzny ze śladami poparzeń. Policja przypuszcza, że wcześniej wypalał on trawę na własnej działce.
Również w Świętokrzyskiem, prawdopodobnie przez duże zadymienie spowodowane wypalaniem traw, doszło do groźnego karambolu. Na trasie krajowej 74 Kielce-Lublin niedaleko Łagowa zderzyło się osiem samochodów. Na szczęście nikt nie zginął, ale jedna osoba została ranna.
Z kolei w Małopolsce w trakcie wypalania traw ranna została jedna osoba.