Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie tzw. afery billboardowej. Jacek Kurski oskarżył w ubiegłym tygodniu Donalda Tuska o finansowanie kampanii prezydenckiej z pieniędzy PZU.

REKLAMA

Według Kurskiego, PZU miał przerwać swoją kampanię społeczną i oddać setki tablic sztabowi Tuska. Posłuchaj relacji reportera RMF, Przemysława Marca:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Rzecznik prokuratury Maciej Kujawski poinformował, że na podstawie zeznań 13 świadków, przesłuchania Jacka Kurskiego i wstępnej analizy dokumentów zabezpieczonych w PZU, prokurator doszedł do wniosku, że w sprawie zachodzi "uprawdopodobnione podejrzenie popełnienia przestępstwa na szkodę PZU". Kujawski dodał, że może chodzić "co najmniej o kilkanaście mln zł".

Wcześniej pracownik biura marketingu PZU zaprzeczył jakoby kampania billboardowa „Stop piratom drogowym” i druga „Stop wariatom drogowym” miała coś wspólnego z kampanią prezydencką Tuska.

Zobacz również:

Prokuratorzy, którym telefonicznie zlecono zajęcie się tą sprawą, rzekomo początkowo odmówili przeszukania siedziby PZU i zażądali poleceń pisemnych. Zaprzeczają temu jednak prokurator apelacyjny i szef Prokuratury Krajowej. Bzdura - mówi Janusz Kaczmarek. A to z prostego powodu – tłumaczy - biuro PZU od razu na piśmie polecało zabezpieczyć dokumentację. Nikt nie musiał o nic prosić.

Dokumentację zabezpieczono, choć prezes PiS stwierdził, że dokumenty w PZU już zostały zniszczone. Jacek Kurski mówił z kolei o podjętych w ostatnim czasie próbach niszczenia materiałów. Czy cokolwiek w PZU zostało zniszczone? Prokuratura milczy.