Polski samolot wojskowy An-26 utknął na lotnisku w Rostowie, z powodu braku zgody na tranzyt rosyjskiego Głównego Komitetu Celnego. Dziwne jest jednak to, że samolot wysłano na manewry, których... nie ma.
NATO zorganizowało ćwiczenia, a potem je odwołało. Jak przyznaje jeden z rzeczników sojuszu, Robert Pszczel, zrobiono to niestety w ostatniej chwili i nie do wszystkich ta wiadomość dotarła. Sprawą tajemniczych manewrów i przymusowego postoju zajął się reporter RMF Jan Mikruta:
Polski samolot wojskowy An-26 został wczoraj zatrzymany w Rostowie nad Donem. Maszyna miała odpowiednie zezwolenie MSZ Rosji na przelot nad jej terytorium, włącznie z przewozem broni strzeleckiej i amunicji, ale podczas międzylądowania w Rostowie celnicy uznali, że potrzebna jest dodatkowa zgoda Głównego Urzędu Ceł (czego wcześniej stronie polskiej nie sygnalizowano).
Dla jednego z rosyjskich celników, z którym rozmawiał moskiewski korespondent RMF sprawa była oczywista: To niedopatrzenie z polskiej strony. Należało najpierw dokładnie ustalić, jakie są zasady transportu ładunków wojskowych i żołnierzy, a dopiero później, posiadając wszystkie zezwolenia, wysyłać taki samolot.
Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej również uspokaja. Choć na pierwszy rzut oka rzeczywiście nie wygląda to dobrze – 15 polskich żołnierzy od kilkunastu godzin tkwi na lotnisku w Rostowie - to tak naprawdę poszło o biurokratyczny drobiazg. Teraz polska ambasada i attache wojskowy załatwiają sprawę. A w związku z odwołaniem ćwiczeń samolot, zamiast do Azerbejdżanu, wróci do kraju. Jak się dowiedzieliśmy, dziś w nocy lub rano.