Kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych staje się coraz bardziej gorąca. Amerykańska administracja do wczoraj nie komentowała zarzutów pod adresem George’a W. Busha, płynących ze strony kandydatów do nominacji Partii Demokratycznej.
Machina Białego Domu została użyta po raz pierwszy, by odeprzeć zarzuty, że prezydent zdezerterował podczas służby w Gwardii Narodowej na początku lat 70. Sprawa ta została wciągnięta jeszcze w kampanii wyborczej w 2000 roku. Tym razem przypomniał o nich szef komitetu wyborczego Demokratów.
Chodzi o brak dokumentów, potwierdzających, że Bush stawił się do jednostki w Alabamie w latach 1972-1973.
Wydawało się, że sprawa umarła śmiercią naturalną. Jej powrót - w sytuacji, gdy do walki o prezydencki fotel naprzeciw Busha może stanąć weteran z Wietnamu, John Kerry - może być bardzo kłopotliwy.
Do tej pory Bush unikał odnoszenia się do zarzutów Demokratów, wychodząc z założenia, że walka o nominację ich partii to czas, kiedy powinni się wykrwawiać w walce między sobą. Teraz jednak Kerry szybko zdobywa pozycję faworyta i doświadczenie wojskowe może być jego atutem w walce z Bushem.
07:50