45 metrów biedy i wielkiej miłości. Tak pokrótce można opisać historię pana Grzegorza z Szydłowca - ojca samotnie opiekującego się pięciorgiem dzieci. Radio RMF FM postanowiło wybudować dla nich. I odmienić ich życie!
Niedawno zmarła mama 5 dzieci zostawiając rodzinę w małym domku, w którym nie było nawet podłogi tylko klepisko. (...) Zobaczyłam ogromną biedę, ogromną tragedię i ogromną miłość. (..) Ojciec jest dobrym i ciepłym człowiekiem. Pozostaje bez pracy. Napisała do nas pani Agnieszka ze Skarżyska Kamiennej. Boję się kierować jakiekolwiek prośby o pomoc dla nich do urzędów, bo jestem przekonana o tym, że w naszym kraju najprościej jest zabrać dzieci do domu dziecka i załatwione. Ta rodzina zbyt wiele przeszła, by fundować im rozłąkę. Jest bardzo biednie, ale są razem. Naprawdę bardzo się kochają.
Ta rodzina zbyt wiele przeszła, by fundować im rozłąkę. Jest bardzo biednie, ale są razem. Naprawdę bardzo się kochają.z listu do redakcji RMF FM
Najczęściej za potrzebującymi wstawiają się ich bliscy, znajomi, a czasem - jak w tym przypadku - osoby zupełnie obce, postronne, niezwiązane ani rodzinnie, ani emocjonalnie.
Postanowiliśmy z bliska poznać pana Grzegorza i jego historię. Trafiliśmy do Szydłowca. Tam rozmawialiśmy z nim, jego sąsiadami, urzędnikami, burmistrzem. To słodko-gorzka opowieść. Ale na tyle przejmująca, że bez wahania zdecydowaliśmy się pomóc.
Kiedy w ubiegłym tygodniu o sprawie napisały gazety, rozdzwoniły się telefony w naszej redakcji. Na skrzynkę e-mailową zaczęły napływać listy od słuchaczy, dopytujących, czy to prawda, czy RMF FM buduje dom? Dlatego teraz, gdy udało się dopiąć większość formalności, a do pracy ruszyła ekipa budowlańców - możemy opowiedzieć Wam o domu dla pana Grzegorza.
Zobaczyłam ogromną biedę, ogromną tragedię i ogromną miłość. (..) Ojciec jest dobrym i ciepłym człowiekiemz listu do redakcji RMF FM
Pan Grzegorz z Szydłowca znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Sam opiekuje się: 19-letnim Przemkiem (który skończył specjalną szkołę kucharską), 12-letnią Darią, 11-letnim Dawidem i najmłodszym - 9-letnim Kajtkiem. Jest jeszcze starsza siostra 17-letnia Diana, która na stałe mieszka z babcią, bo jest ciężko chora i od dawna potrzebowała lepszych warunków. W ubiegłym roku - na raka - zmarła żona pana Grzegorza. To ona była naszym wsparciem, siłą, dobrym duchem. Z nią mimo i tak nie łatwego życia wszystko było prostsze. Brakuje nam jej bardzo - pan Grzegorz nawet nie stara się ukryć wzruszenia, kiedy o niej opowiada.
I wtedy, i gdy poznaliśmy pana Grzegorza, wszyscy gnieździli się na 45 metrach kwadratowych drewnianego domu, wybudowanego jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku. Mieszkaniu - choć to stwierdzenie zdecydowanie na wyrost - składającego się z dwóch części: pokoju, w którym śpi cała rodzina oraz małego pomieszczenia, które jest jednocześnie kuchnią, łazienką i przedpokojem.
Budynek był mocno zniszczony - po pożarze bez izolacji, zagrzybiony i niestety w kilku miejscach przeżarty przez korniki.
Przez szpary w oknie, niekiedy wielkie jak pięść hulał wiatr. Zimą upychaliśmy w nie szmaty, papier, by mróz nie wdzierał się do domu. Na nic...pan Grzegorz
W domu było tyle wilgoci, że pranie nie schło, cuchnęło. Od tego smrodu kręciło się w głowie - opowiada pan Grzegorz. Przez szpary w oknie, niekiedy wielkie jak pięść, hulał wiatr. Zimą upychaliśmy w nie szmaty, papier, by mróz nie wdzierał się do domu... - rozkłada ręce. Zawsze trzeba było bardzo dużo węgla spalić, żeby ogrzać ten pokoik, a już zwłaszcza wtedy, gdy raz w tygodniu urządzaliśmy kąpiel w plastikowej wanience. Prawdziwą wannę mamy, ale nawet nie jest podłączona do rur, bo zimą woda zamarzała, nawet w ubikacji - opowiada.
Budynek był w takim stanie, że nie nadawał się do remontu - przyznał współpracujący z nami architekt Jacek Stawiarski. Ściany wykonane w konstrukcji drewnianej. Z olbrzymimi dziurami, prześwitami. Widać, że pan Grzegorz łatał te dziury czym mógł, ale nie dawało to żadnego efektu. Widoczne było też osiadanie budynku wewnątrz. Podłoga zapadła się w jednym miejscu. Dom był z niewielkim fundamentem. I dlatego trzeba było dom wyburzyć - zaznacza. Zapadła więc decyzja - lepiej wyburzyć niż ratować stary dom.
Na podwórko pana Grzegorza wjechał więc ciężki sprzęt i zrównał z ziemią stary budynek. Zajęło nam to cztery dni - opisuje pan Dariusz Szczygłowski z firmy, która wyburzała budynek. Robotę sobie dobrze zorganizowaliśmy. Mieliśmy ciężarówkę i od razu to, co rozebrane, było wywożone. Wiadomo, koparko-ładowarką szybko poszło, bo tak ręcznie to by dosyć długo było - uśmiecha się. A byłoby jeszcze szybciej, gdyby nie gniazdo os, na które pracownicy natrafili podczas rozbiórki eternitu z połaci dachowej. Trochę były delikatne problemy, ale sąsiadka użyczyła nam środka... daliśmy wspólnie radę - opowiada.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Po starym domu zostało więc tylko wspomnienie. Od tej pory pan Grzegorz zaczyna nowy rozdział. Nowy dom, nowe życie.
Bo pan Grzegorz, jak przekonuje nie tylko autorka listu do nas, ale także jego znajomi i sąsiedzi, zasługuje na taką szansę. To dobry, dusza człowiek. Stara się, jak może, by po śmierci żony utrzymać dzieciaki. A to nie takie proste w dzisiejszych czasach. Dzieci małe, jedno chore. Stara się więc, jak może, by móc je zatrzymać przy sobie. A dzieci mają już tylko jego. Matka odeszła. Jest jeszcze babcia, ale co ojciec, to ojciec.
Ojciec próbuje wiązać koniec z końcem. Pomagają życzliwi ludzie, wsparcia udziela miasto. Rodzina pana Grzegorza żyje głównie z zasiłków i tego, co dostanie od innych.
Po śmierci żony pan Grzegorz próbował pracować i utrzymać rodzinę. Jednak problemy z kręgosłupem - w czasie pracy na budowie trwale uszkodził m.in. staw biodrowy - sprawiły, że nie jest zdolny do pracy. Są pewne uciski na kręgi. Ponad rok jestem na silnych lekach przeciwbólowych. Bez nich nie mogę funkcjonować - opowiada nam.
A skoro nie może pracować, nie ma też stałych dochodów. Nie jestem zdolny, żeby zarobić i postawić sam dom. Być może nigdy bym tego w życiu nie zrobił - wyznaje. Ale teraz moje dzieciaki będą miały w końcu swój kąt. Suchy i pachnący - mówi ze łzami. To wszystko dla dzieci, bo są najważniejsze w moim życiu. Wszystko, co robię, jest z myślą o nich. Tylko dla nich żyję. Ten dom całkowicie zmieni ich, nasze życie - mówi pan Grzegorz.
To wszystko dla dzieci, bo są najważniejsze w moim życiu. Wszystko, co robię, jest z myślą o nich. Tylko dla nich żyję. Ten dom całkowicie zmieni ich, nasze życiepan Grzegorz
Na antenie RMF FM i w naszych serwisach internetowych będziemy się z Wami dzielić informacjami o postępach prac. Razem zajrzymy do Szydłowca, odwiedzimy pana Grzegorza i jego dzieci. Będziemy relacjonować to, co dzieje się na placu budowy. Opiszemy Wam ich pierwszy dzień w nowym domu. Tym bardziej, że i pan Grzegorz, i jego dzieci nie mogą doczekać się przeprowadzki.
Jak nie było taty, to było nudno (pan Grzegorz był w szpitalu - przyp. red.). Mnie już denerwowało ciągłe bycie u babci. Stęskniłem się za tatą - opowiada Dawid i dodaje, że woli być w swoim domu bez wygód, bo jest bardziej przyzwyczajony być z tatą, niż u babci. Podobnie jest z młodszym Kajtkiem, który nie wyobraża sobie na stałe mieszkać w jakimkolwiek innym miejscu niż dom rodzinny. Nie chciałbym mieszkać gdzieś indziej, bo tu jestem już przywiązany. Z tymi drzewami: z winogronem, ze śliwkami za domem i ze wszystkim. Tutaj jest dużo miejsc-kryjówek do zabawy. I ze śmiechem chłopiec tłumaczy: Nawet kiedyś tak się schowałem, że tata mnie nie znalazł.
RMF FM od zawsze stara się być blisko ludzi. Radio nie pozostaje głuche na prośby pokrzywdzonych, słabszych i potrzebujących. Wiele razy interweniowaliśmy zarówno w drobnych, codziennych sprawach, ale także inicjowaliśmy wielkie przedsięwzięcia - jak na przykład duży konwój z pomocą dla powodzian. Teraz zdecydowaliśmy, że wybudujemy panu Grzegorzowi dom.