Przez cały poniedziałek prokuratorzy i funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego szukali w siedzibie PZPN i IT Sport – firmie zajmującej się dystrybucją biletów, dowodów na nielegalny handel biletami na mundial.
Przeszukania przeprowadzono na wniosek częstochowskiej prokuratury, która od kilku miesięcy prowadzi śledztwo w sprawie tzw. afery biletowej. i>Dotychczasowe dochodzenie wskazuje, że bilety, które znalazły się w nielegalnym obrocie, pochodziły z puli PZPN - przyznał prokurator generalny, Janusz Kaczmarek.
Po rewizji zabezpieczono dokumenty i twarde dyski komputerów; teraz będą dokładnie sprawdzane przez biegłych informatyków. To pozwoli ustalić, czy w proceder zamieszane były bezpośrednio osoby z PZPN. Dzięki zebranym materiałom udało się także obliczyć, że osoby, które nielegalnie obracały biletami zarabiały na jednym od 50 do 100 euro. Na razie jednak nie wiadomo, ile biletów w ten sposób się rozeszło.
Kaczmarek potwierdził, że w wyniku śledztwa zatrzymane zostały dwie osoby - są to pracownicy firmy, która współpracowała z PZPN przy sprzedaży mundialowych biletów. Kaczmarek nie wykluczył, że może dojść do kolejnych zatrzymań. W tej chwili prześwietlane jest środowisko działaczy Związku.
To tylko medialny show, który nic nie da - komentował po kilku godzinach przeszukania wiceszef wydziału dyscypliny PZPN. Jednocześnie jednak Jacek Kryszczuk przyznał, że do nieprawidłowości mogło dojść na „styku PZPN i firma dystrybuująca”. To nie było najmocniejsze ogniwo - przyznaje, choć zaraz zastrzega - ale to jest moja ocena, ja się tym nie zajmowałem. Jeżeli do wydziału dyscyplin ta sprawa trafi – a na razie jeszcze nie trafiła – to oczywiście się tym zajmiemy.
Cóż to bardzo wygodne tłumaczenie. Bo choć od miesiąca o skandalu z biletami huczy cały kraj, to skoro nie ma oficjalnego zawiadomienia, więc co będziemy sprawdzać…