Tragiczna sytuacja w szpitalach leczących raka płuc. Przez zaniedbania Ministerstwa Zdrowia chorzy muszą tygodniami czekać na niezbędne leki - ustaliła reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz. Część specyfików w ogóle nie jest dostępna.
Ministerstwo Zdrowia, wprowadzając ustawę refundacyjną, nie zdążyło na czas przygotować wszystkich przepisów dotyczących leczenia raka płuc. W efekcie powstał taki galimatias prawny, że najbardziej standardowe, podstawowe leki na raka płuc są traktowane jak niestandardowa chemia. Co to znaczy w praktyce? Że w przypadku każdego pacjenta lekarz musi kilkakrotnie wypełnić 7-8 stron dokumentów. I czekać na zgodę konsultanta i NFZ-etu na zastosowanie terapii. Wystarczy najdrobniejsza pomyłka, a dokumenty wracają i procedura znowu się wydłuża.
Do tej pory te leki - one nie są specjalnie wyszukane - po prostu brałam z półki, w przypadku, gdy stwierdziłam, że choroba urosła i podawałam pacjentowi. W tej chwili to są tygodnie, które on musi czekać, by to leczenie rozpocząć - mówi Aleksandra Szczęsna, specjalistka od chorób płuc i onkologii klinicznej.
Nowe przepisy sprawiły też, że chorzy nie mają dostępu do jednego z podstawowych leków na raka płuc. Ministerstwo nie dogadało się z producentem. Efekt: leku po prostu nie ma w hurtowniach, a szpitale szukają go po całej Polsce.
A to nie koniec problemów. Resort zdrowia chce ograniczyć dostęp do leczenia tym, którzy mają trzeci, czwarty czy piąty rzut nowotworu. Resort przygotował program terapeutyczny, a w nim zalecenia - jak leczyć pacjentów z pierwszym i drugim rzutem choroby. Dla pozostałych przewidziano znacznie węższą paletę leków. Kolejne próby walki z chorobą są drastycznie ograniczone - mówi dr Szczęsna. Uważam, że to jest sprzeczne ze sztuką lekarską. Do tej pory leczenie, które stosowałam, opierało się na informacjach rejestracyjnych, czyli tych podanych przez producenta na zaleceniach międzynarodowych organizacji zajmujących się rejestracją leków i na moim doświadczeniu. W tej chwili nie jestem w stanie wykorzystać swojego doświadczenia w tym leczeniu - dodaje.
Ministerstwo Zdrowia wprowadza też dodatkowy wymóg: przed zastosowaniem niektórych leków trzeba przeprowadzić badanie genetyczne nowotworu. W Polsce to badanie trwa. Często, gdy przyjdą wyniki, dla pacjenta już jest za późno, by rozpocząć terapię.
Ministerstwo Zdrowia nie poczuwa się jednak do winy. Nie widzi związku między spóźnioną publikacją rozporządzeń a brakiem normalnego dostępu do leków. Zmieniły się przepisy, mamy okres przejściowy, najważniejsze, że leki są dostępne - próbuje się tłumaczyć rzeczniczka resortu Agnieszka Gołąbek. Przekonuje, że ministerstwo zrobiło wszystko, by zabezpieczyć pacjentom dostęp do leków. Podobno sytuacja ma się poprawić... od lipca, bo wtedy zakończy się okres przejściowy i w życie wejdą programy lekowe. Tyle że to na razie puste słowa, bo nikt nie wie, jak te programy mają wyglądać. Dziś, w połowie lutego, nie ma dokumentu, który gwarantowałby najciężej chorym pacjentom dostęp do niezbędnych leków.
Podobno programy mają bazować na dotychczasowych wytycznych, jak leczyć konkretne schorzenia. Jeśli te zapowiedzi się sprawdzą, to chorzy na raka płuc, którzy mają kolejne rzuty choroby, dalej będą mieli ograniczony dostęp do leków. Dlaczego? Oficjalnie nikt tego nie chce przyznać, ale niestety można podejrzewać, że chodzi o pieniądze. Są bardzo małe szanse, że pacjenci, których choroba zaatakowała po raz piąty, przeżyją. Najdroższe leki są więc podawane tylko tym, u których są największe szanse na wyleczenie.