Prokuratura Rejonowa w Zawierciu rozpoczęła postępowanie ws. pozostawienia na poboczu zwłok mężczyzny, który po wypadku w Siewierzu zmarł w drodze do szpitala. Społeczny Komitet Ratowników Medycznych ocenił, że ze względu na brak jednoznacznie sformułowanych procedur odpowiedzialnością za incydent nie można obciążyć personelu karetki.
Postępowanie zostało wszczęte po doniesieniach prasowych i jest prowadzone pod kątem art. 262 Kodeksu karnego, czyli znieważenia zwłok - poinformował szef prokuratury w Zawierciu Andrzej Nowak.
Postępowanie sprawdzające prowadzone jest także w Rejonowym Pogotowiu Ratunkowym w Sosnowcu, któremu podlega ekipa karetki. Dyrektor sosnowickiego pogotowia Marek Jeremicz powiedział, że w działaniu załogi karetki nie dopatruje się żadnych uchybień. Dodał, że zarzuty opisywane w mediach nie mają odzwierciedlenia w raportach policji czy straży pożarnej dotyczących incydentu. Gdy okazało się, że mężczyzna nie żyje, po konsultacji z policją karetka wróciła na miejsce wypadku, od którego oddaliła się jedynie kilkaset metrów. Tam złożono zwłoki, z pełnym poszanowaniem, pozostawiając je pod kontrolą policjantów - stwierdził dyrektor. Wyjaśnił, że karetka nie zawiozła ciała do szpitala, bo nie zostałoby tam przyjęte.
Po nagłośnieniu całej sytuacji specjalne oświadczenie wydał Społeczny Komitet Ratowników Medycznych. Jego przedstawiciele podkreślają, że personel medyczny nie ma precyzyjnych wytycznych, które regulowałyby postępowanie w takich wypadkach.
"Kwestia odstąpienia od medycznych czynności ratunkowych przez ratowników medycznych, jak również dalszego postępowania, w tym wskazania osoby formalnie odpowiedzialnej za stwierdzenie zgonu w takich sytuacjach oraz dalszego postępowania z ciałem człowieka, pomimo formułowanych od kilku lat postulatów i starań środowiska ratowników medycznych, nie zostały dotychczas jednoznacznie określone w przepisach prawa" - czytamy w oświadczeniu. "Obecne takie postępowanie opiera się jedynie na zwyczajach wypracowanych w poszczególnych stacjach pogotowia ratunkowego" - tłumaczą autorzy dokumentu.