Oflagowane placówki i ulotki informacyjne dla pacjentów – tak wygląda protest ratowników medycznych. Związkowcy domagają się wyższych pensji, prawa do wcześniejszych emerytur i zwiększenia nakładów na ratownictwo w przyszłym roku. Po południu ma się z nimi spotkać Ewa Kopacz. Ale jak ustaliła reporterka RMF FM, minister nie ma ratownikom nic do zaproponowania.
Przewodniczący ratowniczej „Solidarności” Jacek Szarek nie pozostawia wątpliwości, że proponowana przez minister Kopacz strategia negocjacji pod szyldem: miłość, szacunek, budowanie, nie przyniesie skutków. Jeśli nie usłyszą zapewnień o zwiększonych nakładach i zwielokrotnieniu pensji, to po prostu wyjdą z rozmów.
Ja ich na pewno nie będę przywiązywać do krzesełek - odpowiada szefowa resortu zdrowia.
Wygląda więc na to, że rozmowy zakończą się fiaskiem, a akcja protestacyjna ratowników przybierze na sile. Niewykluczone nawet, że w ostateczności karetki przestaną wyjeżdżać do pacjentów.
Rano w głównej stołecznej stacji pogotowia ratunkowego był reporter RMF FM Mariusz Piekarski. Nie zauważył tam nawet wywieszonych flag, a główna dyspozytor właśnie od naszego dziennikarza dowiedziała się, że ratownicy medyczni mają dziś protestować. Wszyscy stawili się w pracy, wszyscy podjęli dyżur. Nie przewidujemy żadnych kłopotów - oświadczyła nieco zdziwiona.
W Warszawie nie ma protestu ratowników, bo zdecydowana większość pracuje nie na etacie, a na dużo wyższych kontraktach. Ja stawiam warunki. Jeżeli szefostwo chce je przyjąć, to przyjmuje, jeżeli nie chce przyjąć, to nie przyjmuje - tłumaczy jeden z ratowników zatrudniony na takich zasadach.