Szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska powiedziała, że w Luksemburgu jak dotąd nie udało się osiągnąć kluczowego dla Polski porozumienia w kwestii transportu. "Nie widzimy zbyt wiele pola dla kompromisu" - podkreśliła.
W Luksemburgu w poniedziałek odbywa się spotkanie ministrów UE ds. zatrudnienia w sprawie nowelizacji dyrektywy o pracownikach delegowanych. Kraje próbują znaleźć kompromis w sprawie jej zapisów.
Nie osiągnęliśmy kluczowego dla nas porozumienia w kwestii transportu. Od początku mówiąc o kompromisie mówiliśmy, że to jest dla nas, dla Grupy Wyszehradzkiej kluczowy, istotny element. Teraz mówimy o delegowaniu długoterminowym. Jeszcze chwilę temu mieliśmy propozycję 20 miesięcy, potem 18 miesięcy i Francja wraca do 12 miesięcy. Pytanie, gdzie jest ten kompromis, chociażby w tej kwestii. Również ten okres przejściowy - wyjściowa propozycja mówiła o 5 lat. Teraz mówimy o okresie 4-letnim. Te propozycje nie są dla nas satysfakcjonujące. Nie widzimy zbyt wiele pola dla kompromisu - powiedziała Rafalska na kolejnej sesji negocjacyjnej.
Wcześniej Polska, kraje Grupy Wyszehradzkiej i kilka krajów regionu odrzuciły francusko-hiszpańską propozycję, aby objąć przepisami dyrektywy o pracownikach delegowanych sektor transportu, a jednocześnie wprowadzić zapis, że szczegółowe zapisy znajdą się w tzw. Pakiecie Mobilności UE. Wspomniany w propozycji francusko-hiszpańskiej Pakiet Mobilności to planowane przez Brukselę przyszłe przepisy regulujące kwestie transportu drogowego w Unii Europejskiej. Propozycje Paryża i Madrytu poparły m.in. Niemcy i Holandia.
Sprzeciw wyraziły jednak kraje Grupy Wyszehradzkiej i inne kraje regionu. To nie jest próba znalezienia kompromisu, ale krok po kroku wymuszanie interesów jednej grupy kosztem drugiej - powiedział wtedy węgierski minister ds. europejskich Szabolcs Takacs.
Estońska prezydencja liczy, że mimo różnic uda się ostatecznie wypracować wspólne stanowisko.
Największe kontrowersje dotyczą tego, czy zapisy nowej dyrektywy mają objąć także pracowników sektora transportu drogowego. Kilka krajów, w tym Francja, chce, żeby ten sektor został na stałe wpisany do dyrektywy. Takim zapisom sprzeciwia się jednak Polska i wiele innych państw UE, których firmy transportowe prowadzą działalność gospodarczą na unijnym rynku.
Różnice miedzy krajami dotyczą też okresu przejściowego między przyjęciem dyrektywy a rozpoczęciem obowiązywania jej przepisów, który w propozycjach państw członkowskich wahał się w granicach 2-5 lat. Francja i kraje, które są za zaostrzeniem dyrektywy, chcą, by okres ten był najkrótszy, Polska - żeby był dłuższy. Rafalska powiedziała w poniedziałek, że dla Polski ważny jest 5-letni okres. Estońska prezydencja zaproponowała w ramach kompromisu, żeby wynosił on 3 lata.
Jak dotąd nie ma też zgody między państwami w kwestii ograniczenia okresu delegowania pracowników. Według unijnych propozycji po okresie delegowania zatrudniony musiałby zostać objęty wszystkimi przepisami dotyczącymi praw socjalnych państwa przyjmującego. Pierwotna propozycja Komisji Europejskiej mówiła o 24 miesiącach. Część państw UE chce jednak, żeby ten okres był krótszy. Francja cały czas optuje za okresem 12 miesięcy. Prezydencja estońska zaproponowała w środę 20-miesięczny okres, jednak na to również nie było zgody części krajów.
Polska podczas ubiegłotygodniowego szczytu UE umacniała stanowisko państw, które sprzeciwiają się zaostrzaniu przepisów dotyczących delegowania pracowników.
Państwa członkowskie próbowały kilka miesięcy temu osiągnąć kompromis w sprawie pracowników delegowanych, ale niespodziewanie stanowisko zaostrzył prowadzący jeszcze wtedy kampanię wyborczą obecny prezydent Francji Emmanuel Macron. Francuski przywódca starał się rozbijać jedność państw Europy Środkowo-Wschodniej - odwiedzając państwa tego regionu ominął Polskę, natomiast próbował uzyskać poparcie Rumunii, Bułgarii, Słowacji czy Czech.
Szefowa polskiego rządu Beata Szydło mówiła na konferencji prasowej w piątek, że Grupa Wyszehradzka, która ma wspólne stanowisko, poszła "na daleko posunięty kompromis". Zaproponowaliśmy dobre rozwiązania, które są do zaakceptowania przez nas, przez Polskę, przez Węgrów, Czechów i Słowaków, również przez inne państwa członkowskie - podkreśliła wtedy Szydło.
Obecne przepisy wymagają, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Propozycja zmiany przepisów w tej sprawie przewiduje wypłatę takiego samego wynagrodzenia, jak w przypadku pracownika lokalnego. Propozycję tę przedstawiła KE w marcu 2016 roku. Jest ona niekorzystna z punktu widzenia gospodarczych interesów Polski, która deleguje najwięcej pracowników do innych państw unijnych.
(ł)