Jawności życia - nie prywatnego, co prawda, ale... prywatyzacyjnego - domaga się PSL. Ludowcy chcą przeforsować w Sejmie ustawę, w myśl której umowy sprzedaży państwowego przedsiębiorstwa prywatnemu inwestorowi byłyby jawne. Choć pomysł wydaje się mało realny - negocjacje musi przecież chronić tajemnica handlowa - to może spodobać się wyborcom. Wszak prywatyzacja tradycyjnie już kojarzy się Polakom z korupcją i polityczną "republiką kolesiów".
Atmosferę wokół projektu ustawy podgrzała oczywiście zmiana na stanowisku ministra skarbu: nowy to wielka niewiadoma, a poprzedni zasłynął ze sprawnego zabezpieczania interesów lewicy w spółkach skarbu państwa.
Jawność umów w biznesie prawdopodobnie odstraszyłaby potencjalnych inwestorów, których już dziś nie ma w nadmiarze. Cenę kontraktu, zamierzenia inwestycyjne czy parametry pakietu socjalnego ujawnia się zawsze po zakończeniu negocjacji. Tak jest dla nabywcy dużo bezpieczniej – w końcu musi on chronić swoje sekrety przed konkurencją.
PSL, choć oczywiście zdaje sobie sprawę z utopijności kontraktu, to i tak go lansuje ze względu na jego polityczną atrakcyjność. Wszyscy powinni wiedzieć, ile inwestor płaci, jaki oferował pakiet inwestycyjny ... - przekonuje Zbigniew Kuźmiuk. Jednak konia z rzędem temu, kto znajdzie inwestora chcącego wszystkie te informacje już na samym początku rokowań ujawnić.
Sławomir Cytrycki to dla gabinetu Millera cenny nabytek, bo: po pierwsze jest on spolegliwy i małomówny, a po drugie - obdarzony zaufaniem samego prezydenta. Jednak szansa na to, że nowy minister finansów przyspieszy prywatyzację, jest raczej niewielka. Ale wszystko, jak słusznie zauważa Janusz Lewandowski, zależy nie tyle od osobowości ministra, co od woli najwyższych władz SLD: Można sobie wyobrazić szybką prywatyzację z udziałem Kaczmarka, który ją spowolnił w 2002 roku i brak prywatyzacji z udziałem pana Cytryckiego.
Foto: Archiwum RMF
17:25