Kilkanaście poradni dla kobiet w ciąży, ale też okulistycznych, pulmunologicznych, dermatologicznych i innych zniknęło z map Bydgoszczy i Torunia. To efekt kontroli Narodowego Funduszu Zdrowia, który badał m.in. harmonogram pracy lekarzy. Jak się okazało, wielu z nich w zakontraktowanym czasie nie było w poradniach. Niestety, po ich zamknięciu bez opieki zostały tysiące pacjentów.

REKLAMA

Część lekarzy zadeklarowała, że swoich pacjentów będzie przyjmowała nadal - prywatnie, za symboliczną opłatą. Większość musi jednak radzić sobie sama. Dla mnie to jest dramat. Ludzie zostali bez opieki z dnia na dzień. Ja rozumiem, lekarz powinien być na miejscu, ale decyzja Funduszu była zbyt radykalna - mówi jedna z pacjentek. Inna z kolei nie zostawia suchej nitki na lekarzach. Wie pani, o co poszło? Spóźniali się do pracy. Zamiast na 8 przychodzili na 10 - komentuje. Dodaje jednak, że zamknięcie poradni było złym pomysłem, na którym ucierpieli przede wszystkim potrzebujący.

Będą odwołania

Szefowie przychodni w większości bronią lekarzy i uważają, że zamknięcie poradni było zbyt surową karą. Negocjują więc z NFZ o ich przywrócenie i argumentują, że lekarze zostali już upomnieni. Odbyliśmy rozmowy, personel został zdyscyplinowany, przestrzegamy czasu pracy - zapewnia Zbigniew Piasecki, szef jednej z toruńskich lecznic. Jak podkreśla, lekarze przyjmowali wszystkie osoby zapisane na dany dzień. Jeśli samowolnie kończyli pracę, to dlatego, że kontrakt i tak nie pozwala im przyjmować kolejnych. Przyznaje, że jest zdziwiony zastosowaniem przez NFZ najwyższego wymiaru kary. Fundusz mógł nas upomnieć, mógł nakazać usunięcie nieprawidłowości, nałożyć kary finansowe, a nie od razu zrywać umowy - zauważa. Podobnie jak większość szefów przychodni, Piasecki liczy, że NFZ jeszcze raz przyjrzy się decyzjom o zamknięciu poradni.

Poradnie mogą wrócić

Fundusz przyznaje, że jest szansa na ich ponowne otwarcie, ale najpierw przychodnie muszą złożyć oficjalne zażalenia. Nie uznaje jednak argumentów lekarzy tłumaczących się zbyt niskimi kontraktami, z powodu których po obsłużeniu zapisanych na dany dzień pacjentów pozostaje im już tylko bezczynność za biurkiem. Świętym obowiązkiem lekarza jest być w przychodni w zakontraktowanym czasie. Są nagłe przypadki, które trzeba obsłużyć. Wszystkie inne można wyjaśnić z Funduszem, ale nie może by tak, że pacjent zostaje bez opieki - mówi Jan Raszeja, rzecznik bydgoskiego oddziału NFZ.

Tłumaczenia lekarzy, jakoby wyszli z pracy zaledwie kilka minut przed wizytą kontroli, urzędnicy uważają za niepoważne. My możemy tylko stwierdzić, że lekarza nie ma od kilku minut. Ale kiedy wyszedł: tego już stwierdzić nie możemy. Mogę tylko zapewnić, że kontrole były przeprowadzane bardzo sumiennie - podsumowuje Raszeja.