Punkt nocnej i świątecznej opieki w Skierniewicach w Łódzkiem straci kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Taka decyzja zapadnie jeszcze dziś - dowiedział się reporter RMF FM Mariusz Piekarski. To konsekwencja odmowy lekarza wyjazdu do gorączkującego dziecka. 2,5-letnia Dominika zmarła.
Okazuje się, że placówka drastycznie złamała zapisy kontraktu. W punkcie nocnej i świątecznej pomocy medycznej w Skierniewicach na dyżurze powinno być 3 lekarzy. Jak wykazała kontrola funduszu - był tylko jeden.
Bardzo więc prawdopodobne, że to z tego powodu lekarz nie pojechał do małej Dominiki. Gdyby bowiem to zrobił, w przychodni nie byłoby innego dyżurującego lekarza.
Szczegółowa kontrola wykaże dlaczego zamiast trzech był tylko jeden lekarz. Na to trzeba jednak poczekać dłużej, bo całą dokumentacje zabezpieczyła prokuratura.
Lekarz z punktu nocnej pomocy lekarskiej w Skierniewicach został wczoraj przesłuchany. Po wyjściu z prokuratury nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Nie mogę o tym rozmawiać, bo sprawa jest w prokuraturze. Nie róbcie sensacji, bo to nie o to chodzi - powiedział jedynie.
Ma być odrębna nocna i świąteczna pomoc lekarska dla dzieci. To efekt spotkania ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza z konsultantami ds. pediatrii, ratownictwa medycznego i medycyny rodzinnej. Po rozmowach szef resortu zdrowia powiedział, że "na razie wszystkimi kierują emocje", ale trzeba poczekać na wyniki kontroli, prowadzonej m.in. w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
Ma być odrębna nocna i świąteczna pomoc lekarska dla dzieci. To efekt spotkania ministra zdrowia Bartosza Arułkowicza z konsultantami ds. pediatrii, ratownictwa medycznego i medycyny rodzinnej. Po rozmowach szef resortu zdrowia powiedział, że "na razie wszystkimi kierują emocje", ale trzeba poczekać na wyniki kontroli, prowadzonej m.in. w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
2,5-letnia Dominika zmarła w szpitalu im. Marii Konopnickiej w Łodzi, gdzie trafił już w stanie krytycznym. Karetka pogotowia wezwana do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem. Według ustaleń reporterki RMF FM, pierwszy ambulans był źle wyposażony. Okazało się m.in., że dziewczynce nie można podać tlenu, bo butle były puste. W ekipie nie było również lekarza. Kiedy dziecko straciło oddech, przyjechała druga karetka. Tym razem już z lekarzem.
Wcześniej przyjazdu odmówił medyk odpowiedzialny za nocą pomoc w nagłych przypadkach, dyżurujący w ambulatorium w Skierniewicach.