To nie był nieszczęśliwy wypadek - takie są wstępne wyniki sekcji zwłok półrocznego Maksymiliana z Rzeszowa. Ustalenia reportera RMF FM Pawła Pawłowskiego potwierdziła szefowa rzeszowskiej prokuratury rejonowej prok. Renata Krut-Wojnarowska. Wstępne wyniki sekcji zwłok "wykluczają, by obrażenia chłopca spowodowane były nieszczęśliwym wypadkiem. Potwierdzają wersję, jaką prokuratura przyjęła w zarzucie" - podkreśliła. Wersja ta mówi o zabójstwie, a podejrzanym o nie jest znajomy rodziców Maksymiliana, 40-letni mieszkaniec Podkarpacia Grzegorz B. To on przekonywał śledczych, że niemowlę zmarło w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Jak jednak usłyszał w rzeszowskiej prokuraturze nasz dziennikarz, po sekcji zwłok dziecka linia obrony 40-latka została obalona.
6-miesięczny Maksymilian trafił do rzeszowskiego szpitala w piątkowe popołudnie: karetkę wezwała jego matka, gdy zauważyła, że dziecko nie daje oznak życia. Dzięki akcji reanimacyjnej podjętej jeszcze na miejscu i kontynuowanej później w szpitalu udało się przywrócić czynności życiowe chłopca, ale jego stan lekarze określali jako krytyczny. Maksymilian miał liczne obrażenia ciała: stwierdzono u niego m.in. dwa pęknięcia czaszki, krwiaka wewnątrz mózgu i połamane żebra. W sobotę po południu chłopczyk zmarł.
2,5-letnia Lena trafi do rodziny zastępczej - poinformował dziś zastępca przewodniczącego III Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Rzeszowie sędzia Wojciech Dudek.
Postanowienie jest natychmiast wykonalne, a to oznacza, że zaraz po opuszczeniu przez Lenę szpitala trafi ona do rodziny zastępczej. Nie jest natomiast prawomocne, czyli rodzice mogą złożyć zażalenie. Dziecko pozostanie w rodzinie zastępczej do czasu prawomocnego zakończenia postępowania, w którym zostanie określone, kto będzie się opiekował dziewczynką.
Zarzut zabójstwa dziecka usłyszał znajomy jego rodziców: 40-letni mieszkaniec Podkarpacia Grzegorz B. Śledczy zarzucają mu również znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad siostrą Maksymiliana: 2,5-letnią Leną.
Jak informował w poniedziałek prokurator okręgowy w Rzeszowie Łukasz Harpula, 40-latek przyznał się do tego, że mógł spowodować śmierć chłopczyka - utrzymywał jednak, że obrażenia, jakich dziecko doznało, były przypadkowe.
Podczas rozmowy ze śledczymi opowiadał też że wielokrotnie znęcał się ze szczególnym okrucieństwem nad 2,5-letnią obecnie Leną. W czasie przesłuchania mówił, że z niezrozumiałych dla niego samego powodów nienawidzi dziewczynki, że przyjemność sprawiało mu zadawanie jej bólu i fakt, że się go bała.
Zwyrodnialec przyznał, że podduszał Lenę, szarpał ją, ale starał się to robić tak, by zostawiać na jej ciele jak najmniej śladów. Stwierdził również, że być może przypadkowo poparzył ją papierosem.
Dzisiaj rzeszowski sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Grzegorza B. na trzy miesiące. Podstawą decyzji było zagrożenie wysoką karą i obawa matactwa.
Prok. Harpula wyjaśnił, że 40-latek był zaprzyjaźniony z rodziną, a wcześniej był pracodawcą ojca dzieci.
Matka pozostawała pod jego bardzo silnym wpływem. Gdy nieraz zauważała jakieś zasinienia na ciele Leny albo że dziecko się go boi, podejrzany zawsze znalazł jakieś wyjaśnienie, w które matka bezkrytycznie wierzyła - relacjonował prokurator.
Grzegorz B. powiedział również śledczym, że chętnie zostawał sam z dziećmi, by móc znęcać się nad dziewczynką.
Tak też było tym razem. Poprosił matkę dzieci, by wyświadczyła mu przysługę i poczekała na stacji benzynowej na kogoś, kto ma rzekomo oddać mu przesyłkę. Chodziło o to, aby jak najdłużej nie było jej w domu i by on mógł w tym czasie znęcać się nad Leną - relacjonował prok. Harpula.
Kiedy rzekomy dłużnik się nie zjawiał, zdenerwowana kobieta zadzwoniła do B., co z kolei denerwowało jego.
Jak wyjaśniał, w tym czasie jeszcze niemowlę zaczęło płakać. On, chcąc uciszyć dziecko, wyjął je z łóżeczka i wtedy malec miał mu wypaść z rąk, uderzając głową o podłogę. Stracił przytomność i mężczyzna - jak twierdzi - usiłował go reanimować, ale nie umiał. Przyznał, że dziecko w tym czasie mogło jeszcze kilkakrotnie uderzyć głową o podłogę - opisywał prokurator.
Grzegorz B. został zatrzymany w sobotę, dzień wcześniej zatrzymano rodziców Leny i Maksymiliana: 23-letnią matkę i 26-letniego ojca.
Jak ujawniono, rodzina miała założoną niebieską kartę. Ponadto małżeństwo nie mieszka razem: kilka tygodni temu 26-latek wyprowadził się z domu.
W niedzielę wieczorem, po przesłuchaniu, oboje rodzicie zostali zwolnieni do domu. Obecnie mają status świadków.
(e)