Polski przemysł drzewny jest w głębokim kryzysie - alarmują przedsiębiorcy. Właściciele firm wystosowali list do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym proszą o traktowanie ich jak partnerów i niepodwyższanie cen drewna w Lasach Państwowych.
Jak usłyszał nasz dziennikarz w Polskiej Izbie Gospodarczej Przemysłu Drzewnego, która jest jednym z sygnatariuszy listu, algorytm udostępniony przez Lasy Państwowe wylicza podwyżki na poziomie około 50-60 proc. za surowiec. Przykładowo obecnie metr sześcienny niepociętej sosny to prawie 400 złotych. Po podwyżce będzie to już ponad 600 złotych.
"Lasy Państwowe lekceważą wszelakie apele o wsparcie branży i podnoszą ceny dla długoletnich klientów przerabiających drewno w kraju i zatrudniających 400 tys. pracowników" - czytamy w oświadczeniu przedsiębiorców. Wskazują oni, że przez obecną sytuację pracę stracić może nawet 100 tys. osób.
Nikt nie wytrzyma takich podwyżek, już teraz zamykamy zakłady i zwalniamy ludzi - mówi dyrektor Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego, Rafał Szefler i dodaje, że droższy surowiec oznacza też droższe produkty z drewna. Tańsze materiały dostępne na rynku - deski czy drewno konstrukcyjne - to głównie produkty z importu.
"Ekstremalnie wysokie ceny drewna przełożą się na droższy papier, książki, zeszyty, opakowania do żywność, leki, drewno budowlane, palety czy meble dla polskich konsumentów i będą nakręcać już rekordowo wysoką inflację w Polsce" - czytamy w apelu.
Według przedsiębiorców drewno w Polsce jest obecnie najdroższe w całej Europie.
"Realne jest zagrożenie, że zamiast przerabiać drewno z polskich lasów w krajowych firmach, będziemy importować gotowe wyroby, a eksportować drewno okrągłe (tj. pnie lub elementy koron drzew bez wierzchołków i gałęzi, mogą być wykorzystane np. jako słupy, pale lub jako drewno tartaczne - przy. red.). To absurd ekonomiczny i wizerunkowy wyjątkowo szkodliwy dla polskiej gospodarki" - piszą właściciele firm.
Lasy Państwowe potwierdzają, że będą podwyżki cen drewna, ale nie tak wysokie jak twierdzą przedsiębiorcy. Jak tłumaczą przedstawiciele urzędu, ceny tego surowca muszą wzrosnąć, bo rosną ceny rynkowe.
Absolutną nieprawdą jest, że podwyżki cen sięgną 40-50 procent. Lasy Państwowe ustalają cenę minimalną, a ta ostateczna cena zależy od kupującego. Naszą cenę minimalną - tą wyjściową - ustaliliśmy w oparciu o cenę sprzedaży z ostatnich 9 miesięcy. Średnią cenę z tego okresu obniżyliśmy o 20 procent i od tego pułapu przedsiębiorcy będą składali oferty na przyszły rok. Lasy Państwowe jako zarządca majątku skarbu państwa nie mogą abstrahować od wartości cenowych ustalanych przez rynek. Taka sama cena minimalna będzie obowiązywała zarówno w procedurach dla stałych klientów jak i na aukcjach otwartych. To dlatego, że ceny jakie firmy zaoferowały w tegorocznych aukcjach przeszło dwukrotnie przekroczyły poziom cen uzyskanych w procedurach dla stałych klientów. W efekcie znaczna część klientów nie uzupełnia zakupów w systemie aukcyjnym - mówi Rafał Zubkowicz z Lasów Państwowych i dodaje: Teraz, kiedy wyrównaliśmy cenę wyjściową liczymy na to, że także poziom cen ostatecznych się spłaszczy i na zakupy drewna od Lasów Państwowych stać będzie więcej firm.
Dodatkowo, jak podkreślają urzędnicy - gdyby ceny były za niskie, to drewno mogłoby być wykupowane przez firmy zagraniczne, w efekcie czego - mogłoby go zabraknąć dla polskich firm.
Kryzys przemysłu drzewnego to także kłopoty branży meblarskiej. Według wstępnych szacunków ceny mebli na razie wzrosły o około 20-30 procent, ale może być jeszcze drożej. W Kalwarii Zebrzydowskiej w Małopolsce, czyli w zagłębiu meblarskim był dziennikarz RMF FM Marcin Buczek.
Wpływ na wzrost cen mebli mają nie tylko ceny drewna czy płyt, ale także m.in opłaty za energię, wzrost kursu euro czy ceny sprowadzanych zza granicy meblowych dodatków.
Rosną ceny energii, więcej trzeba zapłacić za usługi, a jeśli dodać do tego jeszcze wzrost cen np. za dąb czy buk, z których robi się meble, ceny mogą wzrosnąć jeszcze bardziej - relacjonuje Marcin Buczek.
Na razie, jak powiedział naszemu dziennikarzowi jeden z tamtejszych przedsiębiorców, żeby drastycznie nie podnosić cen za meble, np. zmniejsza się marżę, ale nie można tego robić w nieskończoność. Następna ewentualna podwyżka cen może z kolei zmniejszyć sprzedaż, a to oznacza poważne kłopoty dla producentów i pracowników.
Zbigniew Pyrek zajmuje się produkcją mebli kuchennych od prawie 30 lat. W ostatnim czasie ceny wzrosły u niego średnio o 15 procent. Obecnie, jak mówi, kupujących jest mniej, a do tego dłużej zastanawiają się oni nad wyborem.
Zdecydowanie jest mniejsza sprzedaż. Mniej jest klientów, długo zastanawiają się nad zakupem i wydaniem ciężko zarobionych pieniędzy - powiedział Zbigniew Pyrek.
Franciszek Sarapata, jeden z lokalnych producentów mebli, powiedział naszemu dziennikarzowi, że działaniom, by ewentualne podwyżki były jak najmniej odczuwalne dla klientów, dochodzi jeszcze dalsze stawianie na jakości.
Co dalej? Najczarniejszy scenariusz to widmo ewentualnych zwolnień spowodowanych galopującymi cenami. Ale na razie takich decyzji tutejsi przedsiębiorcy nie podejmują.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video