Resort sprawiedliwości chce oddać w prywatne ręce nadzór nad osobami objętymi systemem dozoru elektronicznego – dowiedział się reporter RMF FM. W ubiegłym tygodniu okazało się, że wdrożenie systemu elektronicznych obrączek będzie opóźnione o ponad rok i ruszy dopiero za 17 miesięcy.
Dlaczego skazanych z bransoletkami ma pilnować prywatna firma a nie służba więzienna? Po pierwsze, ma być przez to taniej, a po drugie, to jedyna szansa, by dotrzymać i tak odłożonego terminu uruchomienia systemu. Łatwiej bowiem ogłosić przetarg i wybrać firmę z całą infrastrukturą, niż budować system od podstaw. Nie mamy funkcjonariuszy, samochodów, infrastruktury. Musielibyśmy to wszystko zrobić, kupić i zatrudnić ludzi - mówi wiceminister sprawiedliwości Łukasz Rędziniak. Posłuchaj:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Przedstawiciel resortu sprawiedliwości zaznacza, że lepiej, aby ogromny wydatek zakupu bransoletek oraz stacji odbiorczo-nadawczych wzięła na siebie prywatna firma. Tym bardziej, że nie wiadomo, jak długo system będzie działać. W ustawie zapisano na razie tylko pięć lat. W tym przypadku budowanie służby państwowej byłoby bezcelowe, gdyż po pięciu latach musielibyśmy zwolnić ludzi, sprzedać samochody i całe żelastwo bransoletek wyrzucić - stwierdza Rędziniak.
Ministerstwo na razie nie potrafi powiedzieć, ile zapłaci za pilnowanie jednego elektronicznego więźnia. Zdecyduje o tym przetarg. Jak mówi Rędziniak, już są chętni do wzięcia w nim udziału – rodzime i zagraniczne firmy ochroniarskie. Wiceminister zaznacza, że w Europie tylko Szwedzi wybrali model państwowy.