Do 3 lat więzienia grozi Andrzejowi Kratiukowi za ukrycie współpracy z SB. Zeznając przed komisją orlenowską, szef fundacji Jolanty Kwaśniewskiej zaprzeczał, że był tajnym współpracownikiem. Prokuratura uznała, że skłamał i postawiła mu zarzuty.

REKLAMA

Premier Marek Belka i Andrzej Kratiuk podpisali tak zwaną instrukcję wyjazdową, czyli zobowiązanie do współpracy z wywiadem podczas pobytu za granicą. Sprawę Belki prokuratura jednak umorzyła, bo w archiwach nie znaleziono nic poza instrukcją. Natomiast Kratiuk nie tylko podpisał dokument, ale i współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa; gdy wrócił dla SB rozpracowywał środowisko studenckie.

Doszło do świadomej współpracy - mówi Maciej Kujawski, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej. Podejrzany otrzymywał więc korzyści, także majątkowe – dodaje. Jednoczenie Kujawski zapowiada, że akt oskarżenia trafi niebawem do sądu.

Szef fundacji prezydentowej do niczego się nie przyznaje. Ja mogę powiedzieć, że w aktach sprawy znajdujących się w prokuraturze, są niezbite dowody na brak mojej współpracy - mówi Kratiuk reporterowi RMF. Twierdzi także, że z SB kontaktował się oficjalnie, zgodnie z obowiązującym wówczas prawem.

Przypomnijmy, że zgodnie z obecnym prawem adwokaci podlegają lustracji. Kratiuk jest jednak radcą prawnym i mógł ukryć swoją agenturalną przeszłość, bo dzięki luce w ustawie lustracji radcy prawni i notariusze nie podlegają.