Rozszerza się krąg osób, które wiedziały o strasznym losie Alicji, gwałconej przez własnego ojca – dowiedział się reporter RMF FM. Prokuratura przesłuchała i postawiła zarzuty bratu Krzysztofa B., Januszowi. Mężczyzna pomógł ojcu-zwyrodnialcowi siłą odebrać Alicję jej chłopakowi, gdy ta schroniła się u niego. Śledczy nie zgodzili się na ujawnienie wizerunku potwora.
Zdaniem prokuratury Janusz B. pomagał w przewiezieniu dziewczyny do rodzinnego domu. Za ten czyn został mu postawiony czyn bezprawnego pozbawienia wolności. Mężczyźnie grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Brat potwora z Grodziska na Podlasiu przebywa na wolności. Zastosowano wobec niego tylko dozór policyjny i poręczenie majątkowe.
Jak dowiedział się reporter RMF FM, prokuratura przesłuchała także dwóch innych mężczyzn, którzy byli obecni podczas "odbicia" Alicji B. z rąk jej chłopaka. Na razie jednak nie postawiono im zarzutów. Prokuratorzy ustalają, jaka była ich rola.
Prokuratura w Siemiatyczach nie zgodziła się na opublikowanie wizerunku ani ujawnienie danych osobowych zwyrodnialca. Zdaniem prokuratora rejonowego Krzysztofa Żocha taka publikacja mogłaby wyrządzić krzywdę rodzinie podejrzanego i doprowadzić do jej identyfikacji, ponieważ noszą takie samo nazwisko. Śledczy nie podziela poglądu, że ujawnienie tych danych dałoby m.in. poczucie sprawiedliwości społecznej. Wyrodny ojciec nadal publicznie będzie występował z zasłoniętą twarzą i jako Krzysztof B.
Mężczyźnie nie postawiono wprost zarzutu kazirodztwa. Prokuratorzy zastosowali kilka innych paragrafów, z których choć może nie wprost, ale jednak wynika, że chodzi o kazirodztwo. Te zarzuty to m.in. zgwałcenie osoby najbliższej i obcowanie z osobą w wieku poniżej 15 lat. Krzysztof. B. nie uniknie więc odpowiedzialności za kazirodztwo. Za wszystkie zarzuty o charakterze seksualnym grozi mu do 12 lat więzienia.
Śledztwo trwa dalej, policja ma dokumentację medyczną ze szpitali, w których Alicja rodziła dzieci. Kolejnym, ważnym elementem będą badania DNA, które potwierdzą ojcostwo Krzysztofa B. Matka i córka są w tak zwanym azylu, gdzie mają zapewnioną opiekę psychologów.
Jednak pytań, w sprawie dramatu, jaki rozgrywał się w tej rodzinie wciąż jest bardzo wiele. Czy policjanci, którzy interweniowali w rodzinie państwa B., wyjaśniali tylko niejasne interesy ojca rodziny, czy przerywali domowe awantury? Czy Alicja B. - decydując się tuz po porodach na oddanie do adopcji swoich synów była przebadana przez psychologa? Odpowiedzi szukają policjanci i prokuratorzy.
Natomiast nasza reporterka Barbara Zielińska dotarła do ośrodka adopcyjnego, który znalazł rodzinę dla pierwszego syna Alicji B. Chłopiec ma teraz 3 lata. Szefowa ośrodka, zapewnia, że zrobi wszystko, żeby spokój rodziny adopcyjnej nie został zakłócony. Na razie nikt do nas nie występuje. Ani rodzice, ani sąd, ani prokurator. Nic – poza zainteresowaniem mediów – się nie dzieje - mówi Barbara Kruk – Olpińska:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Alicja B. zgłosiła się na policję w Siemiatyczach na Podlasiu w ubiegły wtorek. Z jej realcji wynikało, że przez sześć lat jej 45-letni ojciec więził ją i wielokrotnie zgwałcił. Z tego kazirodczego "związku" przyszło na świat dwoje dzieci. Matka 21-letniej kobiety, przyznaje, że wiedziała o wszystkim. Nie informowała o tym nikogo ze strachu przed mężem.