Z wizytą do Polski przyjeżdża dziś szef Komisji Europejskiej Romano Prodi. To jego pierwsza robocza wizyta nie licząc symbolicznej podróży do Oświęcimia w 1999 roku.
Czy szef Komisji Europejskiej zaproponuje w Warszawie układ "ziemia za pracę", który mógłby przyspieszyć nasze negocjacje z Unią? Nie wiadomo. Przypomnijmy - Niemcy obawiają się napływu taniej siły roboczej z naszego kraju, z kolei Polska chciałaby, aby nie było żadnych ograniczeń w dostępie do unijnego rynku pracy. Właśnie o sposobie pogodzenia tych sprzecznych interesów rozmawiał będzie w Warszawie Romano Prodi.
Prodi nie rozwieje obaw, że czekają nas dłuższe restrykcje w sprawie dostępu do rynku pracy, niż na przykład Czechów czy Węgrów. Z jednej strony zapewnia, że będziemy traktowani na równi z Czechami, Węgrami czy Estończykami. Potem jednak mówi, że np. kraj, w którym rosną banany musi być inaczej traktowany niż kraj, w którym banany nie rosną. Bardziej liczni i mobilni Polacy budzą więcej obaw w krajach Unii niż nieliczni Estończycy. Prodi wprost powiedział, że nie może nam zagwarantować, że nie będziemy musieli dłużej czekać na otwarcie unijnego rynku pracy niż nasi sąsiedzi. Szef Komisji Europejskiej jest trudnym rozmówcą, charakter ma raczej wybuchowy. W czasie rozmowy z dziennikarzami przed wyjazdem do Polski kilka razy się zdenerwował. Polaków nazwał nawet wariatami. Uważa, że mamy kompleks kraju prześladowanego, dlatego nie lubi gdy pytamy czy będziemy na pewno równo traktowani z innymi. Jego zdaniem powinniśmy mieć więcej zaufania do siebie samych. Takie też będzie jego przesłanie podczas tej wizyty.
foto RMF FM
08:55