Jestem w jak najlepszym humorze. Nie dam się sprowokować - mówi Lech Kaczyński, który już wylądował w Brukseli. Prezydent jeszcze na pokładzie powiedział dziennikarzom, że spodziewa się, że ekipa rządowa utrudni mu wejście na obrady. Z tego co wiem, pan premier działa w sposób wysoce niekonwencjonalny. To mnie i śmieszy i żenuje - mówił prezydent.
Razem z głową państwa w podróż wybrał się tylko szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki. Jeszcze przed odlotem zapewnił, że prezydent zasiądzie na jednym z dwóch przyznanych Polsce krzeseł. Co się stanie, jeżeli premier z ministrem nie będą chcieli ustąpić miejsca Kaczyńskiemu? Proszę nie żądać ode mnie odpowiedzi na takie pytanie - odparł Kownacki.
O udany pobyt prezydenta w Brukseli, czyli wolne krzesło i możliwość wygłoszenia przemówienia, ma zadbać Michał Kamiński. Prezydencki minister poleciał rano do stolicy Belgii. Gdy prezydent przyleciał, witał go razem z innym ministrem - Mariuszem Handzlikiem.
Udział prezydenta w głównych obradach szczytu UE nie jest wcale przesądzony. Unijni urzędnicy twierdzą, że wszystkie akredytacje ma już polska reprezentacja, czyli ekipa Donalda Tuska. Otoczenie Kaczyńskiego twierdzi co prawda, że prezydent jest zaproszony przez Nicolasa Sarkozy’ego, ale nie ma pewności, czy to oznacza dodatkowy identyfikator dla głowy polskiego państwa.
Strona francuska, która jest gospodarzem tego szczytu, jest mocno zdezorientowana. Kanałami dyplomatycznymi Francuzi ostrzegali otoczenie prezydenta, że dla Kaczyńskiego może zabraknąć miejsca. Unijni urzędnicy mieli usłyszeć od ekipy Tuska, że nawet jeśli prezydent zdobędzie akredytację i wejdzie na salę obrad, to nie ustąpią mu miejsca. Posłuchaj relacji Mariusza Piekarskiego:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Rzecznik Rady Unii Europejskiej ujawnił brukselskiej korespondentce RMF FM, że do tej pory nie wpłynęła żadna prośba o przyznanie identyfikatora Lechowi Kaczyńskiemu. Warto zaznaczyć, że Rada jest jedynym organem, która może wydawać wejściówki na unijny szczyt.
Kłótnia na sali plenarnej o krzesła nie jest jednak najważniejsza. Nawet jeżeli przewodniczący w UE Nicolas Sarkozy znajdzie dodatkowy fotel dla prezydenta lub swoje miejsce odstąpi Radosław Sikorski lub Jacek Rostowski, to mamy z głowy tylko połowę problemu. Najistotniejsze jest to, kto się będzie wypowiadać w imieniu Polski. Jeśli premier i prezydent będą sobie przeczyć, to ucierpi na tym pozycja naszego kraju.
No cóż trzeba żyć z tymi dziwnymi zdarzeniami i faktami. My mamy tutaj swoją robotę - stwierdził Donald Tusk. Premier zaznaczył, że prezydent Kaczyński nie leci na szczytu Unii Europejskiej, a jedynie do Brukseli.
Nie mam i nie zamierzam mieć wpływu na to, gdzie i w jakich sprawach leci prezydent RP. Konstytucja jednoznacznie nakazuje prezydentowi współdziałanie, współpracę z rządem, kiedy podejmuje działalność międzynarodową - zaznaczył. Z mojego punktu widzenia delegacja w składzie państwu znanym podejmuje wysiłki ważne dla Polski. Prezydent swoim postępowaniem naprawdę nie ułatwia nam pracy - oświadczył szef rządu.
Tusk dodał jednak, że pan prezydent, jak tylko wyląduje w Brukseli, będzie miał pełną opiekę ambasadorów:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Już w poniedziałek mogło się rozstrzygnąć, że premier nie da prezydentowi samolotu na lot do Brukseli. Zdecydowała poniedziałkowa, wieczorna rozmowa z prezydentem. To po niej podjęto decyzję - mówią nieoficjalnie współpracownicy Donalda Tuska.