George W. Bush wrócił z Camp David do Białego Domu. Zatrzymał się na chwilę przed swoją rezydencją, aby odpowiedzieć na pytania dziennikarzy. Wystąpienie prezydenta na trawniku przed Białym Domem to było jakby podsumowanie całego dnia, w którym liczni przedstawiciele administracji wypowiadali się na temat zbliżającego się konfliktu z terroryzmem.
Język tych wypowiedzi staje się coraz bardziej zdecydowany. Prezydent zaczął jednak od apelu o powrót Amerykanów do normalnego życia, do pracy, do sklepów, na boiska sportowe. Powiedział: "Dziś modlimy się i opłakujemy ofiary. Jutro spróbujemy wracać do normalności. Dostaliśmy bolesne ostrzeżenie, ale teraz jesteśmy czujni. Amerykanie to wielki naród, zostali przerażeni, ale nie sterroryzowani. Świat będzie zdumiony jak szybko odbudujemy Nowy Jork. Gospodarka odzyska siłę". Prezydent zapowiedział też, że krucjata przeciwko terroryzmowi potrwa jakiś czas, ale obiecał, że do końca pozostanie priorytetem jego administracji. Nawet wtedy, gdy zwykli Amerykanie nieco już o sprawie zapomną i zajmą się czymś innym. George Bush odmówił jakichkolwiek odpowiedzi na pytania dotyczące tego, jak będzie wyglądał odwet. Podkreślił, że administracja nie będzie o tym mówić, by nie narażać na niebezpieczeństwo życia tych, którzy zostaną wysłani do akcji. Zakończył bardzo znacząco: "Nie znaliśmy dotąd takiego oblicza szatana, ale i ludzie, którzy dokonali tego ataku nie widzieli oblicza Ameryki, które teraz poznają. Przypomnijmy: wtorkowe zamachy w USA kosztowały życie - według najnowszych danych - blisko sześć tysięcy osób, a być może nawet dużo więcej.
foto Archiwum RMF
23:05