Minister sportu Joanna Mucha zostaje na stanowisku! Premier Donald Tusk nie przyjął jej dymisji, którą szefowa resortu złożyła w związku z kompromitacją na Stadionie Narodowym i przełożeniem meczu Polska - Anglia. "Nadzór Ministerstwa Sportu nad Narodowym Centrum Sportu jest niewystarczający, ale nie miało to wpływu na zaistniałą sytuację. Joanna Mucha nie odpowiada bezpośrednio za to, co się stało" - powiedział szef rządu na konferencji prasowej.
REKLAMA
Mucha, która do tej pory unikała dziennikarzy, powiedziała w środę, że czuje się odpowiedzialna za kompromitację na Stadionie Narodowym. W moim przekonaniu odpowiedzialność ministra to nie tylko odpowiedzialność za to, żeby wszelkie procedury były przestrzegane. To jest także szersza odpowiedzialność. Podczas Euro czasami z panem prezesem Herrą (Marcin Herra, szef spółki PL.2012 - RMF FM) zajmowaliśmy się naprawdę bardzo drobnymi rzeczami, bardzo szczegółowymi, które absolutnie nie były na poziomie naszych kompetencji, ale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że przeprowadzenie tej imprezy wymaga od nas takiego zaangażowania. W przypadku tego meczu tego zabrakło i uważam, że pewna odpowiedzialność polityczna po mojej stronie, a organizacyjna po stronie NCS-u, również istnieje - skomentowała.
PZPN po otrzymaniu od NCS prognozy pogody mówiącej o intensywnych opadach 16 października, potwierdził swoją decyzję o grze przy otwartym dachu - powiedział w premier Donald Tusk. Szef rządu poinformował, że "prognozy pogody dotyczące opadu deszczu były powszechnie dostępne i nie były ze sobą sprzeczne". Mówiły one o możliwości intensywnych opadów - podkreślił. Jak dodał, również komisarz FIFA miał prognozę, ale - jak zaznaczył - ona mówiła jedynie o przelotnych opadach.
NCS twierdzi, że PZPN otrzymał także od nich informację o prognozie pogody. Nie zmieniło to faktu, że PZPN potwierdził swoją decyzję po otrzymaniu tej prognozy, decyzję o grze przy otwartym dachu - oświadczył premier. Po odwołanym z powodu zalania murawy 16 października meczu Polska-Anglia Tusk zlecił w resorcie sportu i NCS kontrolę, którą wykonał Departament Kontroli i Nadzoru w Ministerstwie Sportu.
Z dokumentu wynika m.in., że PZPN nie sformułował żadnych zastrzeżeń podczas weryfikacji boiska przed meczem. Jak dodał, według NCS wymagania, jeśli chodzi o przetarg na murawę, były oparte "o powszechnie stosowaną normę, w tym tzw. określony stopień przesiąkliwości". Ponieważ system drenażu jest w stałej podbudowie, a więc w tej stałej instalacji, grubość samej murawy nie odgrywa istotniej roli, chociaż dysponujemy opiniami ekspertów, którzy uważają, że grubość murawy ma jednak znaczenie niezależnie od tego, czy jest ten stały drenaż, czy nie - zaznaczył szef rządu.
Pytany o kontrolę i blamaż na Narodowym, rzecznik rządu Paweł Graś zapowiadał we wtorkowym Kontrwywiadzie RMF FM, że "sprawa na pewno nie rozejdzie się po kościach". Z raportu sporządzonego po kontroli w resorcie sportu i NCS wynika, że problemem podczas organizacji meczu Polska-Anglia był brak jednego organizatora, podmiotu, który czułby się w pełni odpowiedzialny za podejmowanie decyzji. Niby wszystko było w porządku, a coś nie zagrało. Efektem raportu muszą być zmiany organizacyjne, które uniemożliwią podobną sytuację w przyszłości - mówił. Zaplanowany na ubiegły wtorek na godzinę 21 mecz eliminacji mistrzostw świata Polska - Anglia nie odbył się z powodu złego stanu murawy na Stadionie Narodowym. Po kilkugodzinnych opadach deszczu boisko było nasiąknięte wodą, a w kilku miejscach powstały olbrzymie kałuże. Sędziowie, po trzykrotnej wizytacji murawy, wraz z delegatem technicznym FIFA uznali, że w takich warunkach nie można grać i zdecydowali o przełożeniu meczu na środę na godzinę 17.