Spośród 150 tysięcy osób, które głosowały w referendach na Śląsku i w Zagłębiu, aż 95 procent opowiedziało się za protestem. Ostateczna decyzja w sprawie strajku zapadnie pojutrze - po rozmowach ostatniej szansy z ministrem gospodarki.
Społeczeństwo jest niezadowolone z prowadzonej przez rząd polityki gospodarczej, a właściwie jej braku (...). Biorąc udział w referendach pracownicy pokazali, że mają większe zaufanie do związkowców niż do polityków. Czas, by rząd zaczął po partnersku traktować pracowników, a nie tylko związki partnerskie - powiedział szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz.
O tym, czy i kiedy w regionie dojdzie do strajku, związkowcy zdecydują po zaplanowanych na czwartek rozmowach z przedstawicielami rządu, z udziałem m.in. wicepremiera Janusza Piechocińskiego i ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Ma to być podsumowanie prac pięciu związkowo-rządowych zespołów roboczych, powołanych po pierwszym spotkaniu z delegacją rządową, w końcu stycznia w Katowicach.
Związkowcy mają 6 postulatów. Chcą: osłon i ulg podatkowych dla przedsiębiorstw utrzymujących zatrudnienie w okresie niezawinionego przestoju produkcyjnego, wprowadzenia systemu rekompensat dla przedsiębiorstw objętych skutkami Pakietu Klimatycznego, ograniczenia stosowania tzw. umów śmieciowych, likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia, utrzymania emerytur pomostowych dla zatrudnionych w warunkach szczególnych i uciążliwych, zdjęcia z samorządów obowiązku utrzymywania szkół.
Na razie nad postulatami pracowały zespoły robocze złożone ze związkowców, pracodawców i przedstawicieli rządu. Związkowcy oceniają, że te prace niestety nie przyniosły pozytywnych efektów. Nie ma porozumienia w żadnej kwestii. Żadnego postulatu nie odpuścimy. Co najmniej 70 procent postulatów musi być spełnionych, żeby odwołać decyzję o strajku - mówi Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności, ale dodaje, że niejednokrotnie rozmowy ostatniej szansy bardzo wiele zmieniały.
Związkowcy więc wciąż liczą, że podczas czwartkowego spotkania z rządem nastąpi przełom i strajku uda się uniknąć. Jeśli do niego dojdzie potrwa 4 godziny, choć nie wszędzie będzie polegał na przerwaniu pracy. Nie ma do tego prawa między innymi administracja publiczna. W takich przypadkach pracownicy będą np. nosić plakietki z hasłami popierającymi strajk.
Jako jedyny w regionie postulatów nie poparł i nie przeprowadził referendów Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Z tego powodu referenda można było przeprowadzić tylko w połowie zakładów opieki zdrowotnej, czyli tam gdzie działa Solidarność i OPZZ służby zdrowia. Szacujemy, że jest to około 20 szpitali - wyjaśnia Kolorz.