Pracownik, który ucierpiał wczoraj w pożarze elektrociepłowni na Żeraniu, jest nadal w ciężkim stanie. Z kolei strażak, który został ranny w trakcie akcji gaśniczej, czuje się już lepiej i jest przytomny.
Po wczorajszym pożarze elektrociepłownia działa, ale jest to minimum mocy. Warszawiacy nie odczują jednak przerw w dostawie prądu i ciepła - zapewnia rzeczniczka firmy PGNiG TERMIKA.
Dziś ma się zebrać sztab antykryzysowy, który oszacuje straty, jednak z relacji rzeczniczki Żerania wynika, że przerwa w pracy elektrociepłowni potrwa od dwóch tygodni do miesiąca. Żerań nadal co prawda wysyła ciepło i prąd, ale tak będzie tylko do południa. Między godziną 12 a 15 zamiast zacznie funkcjonować elektrociepłownia Kawęczyn, która jest uruchamiana zwykle w czasie zimy.
Nadal nie ma oficjalnych informacji, w jaki sposób doszło do wybuchu pożaru. Jego przyczyny będą znane dopiero dziś w ciągu dnia.
Pożar wybuchł wczoraj po godzinie 16 - w elektrociepłowni zapalił się taśmociąg z węglem. Później ogień przeniósł się również na pył węglowy.
W akcji gaśniczej uczestniczyło ponad 20 wozów straży pożarnej. Służby opanowały sytuację już po godzinie. Ewakuowały z elektrociepłowni 10 pracowników, którzy byli na zmianie w chwili, gdy wybuchł ogień. W wyniku pożaru do szpitala trafiło 2 mężczyzn.