Podróżujący po Bliskim Wschodzie amerykański sekretarz stanu Colin Powell przestrzega przed rządami islamskich fundamentalistów w Iraku. Według niego powstanie takich władz nie byłoby korzystne dla samych Irakijczyków oraz ich sąsiadów.
Ostrzeżenia te nie są całkowicie bezpodstawne, zwłaszcza w związku z powrotem do Iraku, po ponad dwóch dekadach spędzonych na wygnaniu, duchowego przywódcy szyitów Mohammeda Baqera al Hakima.
Hakim jasno opowiedział się za stworzeniem w Iraku państwa islamskiego i wprowadzenia prawa szariatu, zgodnie z którym Irakijczycy mieliby surowo przestrzegać islamskich zasad, m.in. tych nakazującym kobietom zasłanianie twarzy i wprowadzających absolutny zakaz picia alkoholu.
Nękani przez reżim Saddama Husajna szyici z entuzjazmem przyjęli Hakima. W każdym z miast, które dotychczas odwiedzał, witały go tysiące ludzi. System, który proponuje Hakim, jest dla nas najlepszy. On to wie, wiele przeżył na wygnaniu, wyrządzono ogromną krzywdę jego rodzinie, poświęcił się dla nas i teraz chce dla nas jak najlepiej - mówił jeden z witających go Irakijczyków.
Waszyngton z niepokojem obserwuje powrotną pielgrzymkę Hakima. Nie ukrywa, że obawia się głównie przeniesienia irańskiego fundamentalizmu na grunt iracki. Lata wygnania Hakim spędził bowiem właśnie w Iranie i nie jest tajemnicą, że zyskał pełne - zarówno moralne jak i finansowe - wsparcie ze strony Teheranu.
Waszyngton obawia się też, że powrót Hakima może spowolnić wysiłki mające na celu powołanie nowego, demokratycznego rządu w Iraku.
Dziś do Bagdadu przyjechał nowy cywilny administrator Paul Bremer. Zastąpi on na stanowisku Jay'a Garnera, który znalazł się ostatnio w ogniu krytyki za nieudolność w wyprowadzaniu Iraku z chaosu i anarchii.
Tymczasem w wielu irackich miastach wciąż brakuje bieżącej wody i elektryczności. Tony gnijących śmieci zalegają ulice i kanały. Światowa Organizacja Zdrowia już w zeszłym tygodniu ostrzegła przed możliwością wybuchu epidemii cholery w Basrze, drugim co do wielkości mieście Iraku.
FOTO: Archiwum RMF
19:25